środa, 7 grudnia 2016

Long hair of death (1964) reż. Antonio Margheriti


Nie wiedziałem czego oczekiwać po tym filmie. No bo czego można oczekiwać po filmie, który wyszedł spod ręki tego samego gościa, który nakręcił "Yora"?
O dziwo, "Long hair of death" to klimatyczny i całkiem wciągający horror...?

Brat Hrabiego Humboldta zostaje zamordowany, za co oskarżono czarownicę Adelę Karnstein. Oczywiście jest ona niewinna, za wszystkim stał tak naprawdę syn hrabiego, Kurt. Tuż przed śmiercią na stosie Adela przeklina Kurta zwiastując mu również śmierć przez spłonięcie.
W międzyczasie Hrabia pozbywa się także starszej córki Adeli, Heleny. Młodszą, Elizabeth z kolei adoptuje.

Mijają lata, a klątwa Adeli zaczyna się spełniać. W mieście szaleje zaraza, a starszy Humboldt trzęsie gaciami ze strachu. Jego syn z kolei postanawia dobrać się do dorosłej już Elizabeth. Kurt Humboldt to facet, który zrobi absolutnie wszystko byleby daną pannę zaliczyć... poślubi, zastraszy, nawet otruje.

Pewnej nocy, podczas mszy w kościele pojawia się tajemnicza dziewczyna o aparycji zmarłej Heleny. Stary Humboldt na ten widok umiera, natomiast Kurt stara się nowo przybyłą pannę zaciągnąć do łóżka, a następnie pozbyć się dotychczasowej żony...

"Long hair of death" zaskoczyło mnie solidnością wykonania. Zostajemy zabrani przez małą wycieczkę po różnych motywach. Zaczynamy od procesu czarownicy i rzuconej przez nią klątwy. Następny w kolejności jest dramat historyczny o napalonym szaleńcu, który próbuje pozbyć się żony z finezją godną Makbeta. Sama groza pojawia się dopiero na końcu, w ostatnich 30stu minutach i jest to oniryczna, trzymająca za gardło groza. Wyjaśnienie wszystkiego jest troszkę 'meh', ale finał w całości jest satysfakcjonujący.

Zdjęcia wspaniale eksponują mrok, cienie i szare korytarze średniowiecznego zamku. Aktorzy także byli niczego sobie. George Ardisson jako Kurt był solidny, przynajmniej póki nie musiał się śmiać lub krzyczeć - to wychodziło mu tragicznie. Towarzyszy mu Barbara Steele w całej okazałości w podwójnej, demonicznej roli.

Film w ogólnym rozrachunku rozkręca się bardzo powoli i jakby się nad tym zastanowić, to dzieje się w nim naprawdę niewiele. Jednakże - co zaskoczyło mnie samego - za żadne skarby nie mogłem się od tego filmu oderwać i trwałem przy nim od początku do samego końca, zaintrygowany...

Jeśli szukać w nim zgrzytów to tylko tych natury technicznej. Dubbing i udźwiękowienie nie wypada zbyt dobrze, miejscami leży po całości. Ścieżka dźwiękowa filmu składa się chyba tylko z jednego motywu, który będziecie słyszeć w kółko i w kółko... ja byłem nim w pewnym momencie troszkę zmęczony.

Czy było warto? A jakże! Ubaw miałem i polecić śmiało mogę, ale tylko fanom niskobudżetowych włoskich horrorów, lub bardzo wyrozumiałym kinomanom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz