czwartek, 3 listopada 2016

Tylko kochankowie przeżyją (2013) reż. Jim Jarmusch


Kiedy dowiedziałem się, że ten film wchodzi do kin, miałem wobec niego olbrzymie oczekiwania. Wówczas miał on niełatwe zadanie wydostania horroru wampirycznego z dna mulastego jakim był "Zmierzch".
Były oczekiwania, były obawy... w końcu film ujrzał światło dzienne, a moich zachwytów nie było końca.

Film rozpoczyna trochę przydługa sekwencja z wirującą kamerą... która doprowadziła mnie do bólu głowy.
Początek w ogóle był mało zachęcający. Montaż był dezorientujący.

Adam jest unikającym rozgłosu i światła słonecznego undergroundowym muzykiem. Mieszka w odludnej części Detroit, kolekcjonuje gitary, słucha winyli i tworzy elektroniczną muzykę. Melancholijną samotność rozjaśnia długo oczekiwany przyjazd jego ukochanej, Ewy.
Wspólnie jeżdżą nocami po wyludnionym mieście w hipnotycznym rytmie muzyki, celebrując każdą spędzaną razem chwilę. Jednak spokojne życie zakochanej pary zostanie wystawione na próbę, kiedy niezapowiedzianie dołączy do nich nieobliczalna i wygłodniała siostra Ewy - Ava.

"Tylko kochankowie przeżyją" podoba mi się głównie przez to, że jest to film bardzo klasyczny. Zdjęcia i kakofoniczna wręcz muzyka tworzą melancholijny i oniryczny klimat, czyli wszystko co było najlepsze w "Zagadce nieśmiertelności", czy remake'u "Nosferatu". Podobnie jak we wspomnianych filmach, tempo jest wolne, tak by widz mógł całkowicie się w tej specyficznej atmosferze zanurzyć.

Fabuła przez większość czasu zdaje się nie zmierzać do niczego konkretnego. Obserwujemy parę wampirów i ich życie w przedstawionym w wyjątkowo nieprzyjemny sposób współczesnym świecie.

Mocną stroną filmu Jarmuscha są aktorzy.
Tom Hiddleston, jak na brytyjskiego aktora przystało, wampirem był niesamowitym. Mógłby śmiało pretendować do roli Draculi.
Byłem sceptycznie nastawiony do Mii Wasikowskiej. Spisała się jednak rewelacyjnie, chyba nawet najlepiej ze wszystkich. Była prowokującą, uwodzicielską i buntowniczą wampirzycą.
Krótki występ Johna Hurta również był świetny... w końcu to John Hurt.

Romans jest subtelny i pełen nostalgii. Z przyjemnością słuchałem wspominków Adama i Ewy i sposobu w jaki mówią o destruktywnej działalności człowieka - o świecie zanieczyszczonym i pełnym "zombie".
Z tym wiąże się ciekawe podejście filmu do wampirów, którzy unikają polowań. Tak, w tym filmie wampiry nikogo nie gryzą. Twierdzą, że polowania są zbyt niecywilizowane, i że nie będą pić zatrutej krwi. To czyni z nich trochę hipokrytów, bo z jednej strony z uwielbieniem odnoszą się do umierającej natury, z drugiej zaś strony w swoim wywyższeniu nieporadnie starają się tłumić swoje podstawowe instynkty, zachowując się przy tym jak "zombie" którymi tak gardzą.

Zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo nieracjonalne to się wydaje, ale...
Choć jest to uzasadnione, to brakowało mi właśnie scen polowań i ugryzień. Można powiedzieć że to nic ważnego ale z drugiej strony mamy małą ikoniczna już scenkę. Lecąc samolotem Ewa widzi jak jeden z pasażerów zacina się w palec i ta na widok krwi czuje głód. Jest to scena która pojawiła się nawet w niemym „Nosferatu” F.M. Munraua.
Po co wampirom kły skoro nie robią z nich użytku?

"Tylko kochankowie przeżyją" było moim filmowym cudem, na który czekałem od dawna. Nie jest to druga "Zagadka Nieśmiertelności", ale jest blisko. Przedstawia on krwiopijców w klasyczny, a zarazem świeży i interesujący sposób.
Nie jest to oczywiście film dla każdego, z uwagi na jego specyficzny klimat i wolne tempo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz