piątek, 11 listopada 2016

Dracula (1979) reż. John Badham


Niedługo po odkryciu filmografii Davida Cronenberga i zainteresowaniu się kinem tak na poważnie, dostałem istnej obsesji na punkcie gotyckich horrorów. Właśnie w tym czasie odkrywałem filmy Wytwórni Hammer. Wszystko ma jednak swoje korzenie w omawianym przeze mnie właśnie filmie.

Filmowy Dracula niemal od początku żył sobie własnym życiem, a adaptacje powieści Stokera były bardzo luźne. W przypadku filmu Johna Badhama nie jest cokolwiek inaczej, przynajmniej od strony samej fabuły.

Badham bazuje, podobnie jak niegdyś Tod Browning na musicalu Hamiltona Deane'a.
Statek wiozący Hrabiego Draculi rozbija się u wybrzeży Whitby. Jak można się domyślić ekscentryczny szlachcic jest jedynym ocalałym. Szybko zaprzyjaźnia się on z doktorem Sewardem i powoli uwodzi jego córkę. Przeciwko wampirowi staje nie kto inny, jak sam profesor Abraham Van Helsing.

"Dracula" Johna Badhama jest moją ulubioną filmową interpretacją opowieści o wampirycznym hrabim.
Przyczyną tego jest wierność książce, ale pod innym względem niż może się komukolwiek wydawać. Pod względem fabuły to, oczywiście, luźna adaptacja. Pod względem klimatu z kolei - szaro-bury zakurzony gotyk, czyli właśnie to, co wyobrażałem sobie podczas czytania książki.
Reżyser zastosował ciekawy zabieg - wszystkie kolory są wyblakłe. Miejscami "Dracula" wygląda jakby był kręcony całkowicie w czerni i bieli. Buduje to klimat, jednak wiąże się z tym coś jeszcze...

Badham poczynił wiele nawiązań do "Draculi" z Belą Lugosim. Od kiczowatego sztucznego nietoperza, po wiele znanych z tamtego filmu cytatów. Nawet grający Van Helsinga Laurence Olivier naśladuje twardy akcent Edwarda Van Sloana. No i oczywiście, nie mogło zabraknąć sceny z zacięciem się w palec.


Niestety, postać samego doktora, nieco bezbarwna, ginie w tłoku o wiele lepiej nakreślonych bohaterów.
Dracula Franka Langelli jest na pewno wyjątkową interpretacją tej postaci. Jest zupełnym przeciwieństwem ekscentrycznego Lugosiego, demonicznego Schrecka i Lee, oraz tragicznej postaci Kinskiego. To czarujący romantyk, który w gruncie rzeczy walczy tylko o dziewczynę, którą kocha. A kocha ją... bez większego powodu. Do tego jest o wiele bardziej ludzki i zwyczajnie czerpie radość z tego czym jest.
Wiele było interpretacji Draculi, jednak we wszystkich widoczny był pewien schemat - musieli być źli do szpiku kości. Dracula w wykonaniu Langelli taki nie jest. Na pewno nie jest czarno-białą postacią.

"Dracula" wierny jest swojemu powieściowemu protoplaście także pod innym względem. Chodzi tu o postać kobiecą. Grana przez Kate Nelligan Lucy nie jest pustą panną od ładnego wyglądania. To twarda babka, która wie czego chce i potrafi o to zawalczyć. Z nakreśleniem takiej postaci miał nawet problem sam wielki Francis Copolla przy tworzeniu swojej adaptacji "Draculi".

Reszta postaci wypada w porządku. Tacy aktorzy jak Donald Pleasance raczej nie wymagają ode mnie komentarza.

Film nie skupia się tutaj na typowo "horrorowych" aspektach historii o wampirze. Tu na pierwszym planie jest piękny i subtelnie prowadzony romans.
To nie jest ten krwawy i przerażający Dracula co kiedyś. To czysta, gotycka, romantyczna słodycz, która wyróżnia się spośród innych adaptacji powieści Stokera swoim dość oryginalnym i świeżym podejściem do tematu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz