czwartek, 6 października 2016

Star Trek: The Motion Picture (1979) reż. Robert Wise


Niedawno świat okrążyła wiadomość o śmierci Leonarda Nimoya. Najwięcej osób znało go z roli Spocka z serii "Star Trek". Niedawno wpadłem na pomysł, że może wypadałoby coś na temat samych filmów powiedzieć. Zamierzam przebrnąć przez wszystkie sześć odsłon "klasycznego" cyklu. "Następnego pokolenia" nie widziałem nawet w całości i niespecjalnie chce mi się do niego wracać.

Pierwszy pełnometrażowy "Star Trek" powstał na fali popularności "Gwiezdnych Wojen" George'a Lucasa, a jego nakręcenie przypadło jednemu z największych reżyserów wszech czasów - Robertowi Wise'owi.
Wise tworzył kino ambitne, niegłupie, a i z science-fiction miał do czynienia w przeszłości.

W kierunku ziemi zbliża się tajemnicza, kosmiczna anomalia. Statek kosmiczny Enterprise, wraz z załogą wyrusza, aby ją zbadać i powstrzymać przed dotarciem na ziemię.
Tak się fabuła przedstawia w dużym skrócie...

Z serialem z lat 60tych nigdy styczności nie miałem, a i sam film bardzo luźno do niego nawiązuje.
Ja, nie mając o niczym pojęcia, nie czułem się zagubiony, bo film przedstawia wszystko w przystępny dla nowej widowni sposób.
Powraca cała obsada serialu: William Shatner w roli Kapitana Jamesa T. Kirka, DeForest Kelley jako "Bones" McCoy, Leonard Nimoy, George Takei i reszta.
Choć bohaterowie powracają, to są przedstawieni w zasadzie na nowo.
Aktorzy, oczywiście, odwalają przy tym kawał dobrej roboty.

Fabuła jest prosta jak drut, ale nie wydaje się ona być w centrum uwagi. Na pewno ciągną ją w górę bohaterowie i relacje między nimi. Kirk ze wszystkich sił stara się pokazać, że jest lepszym kapitanem niż jego następca... i jest to angażujące.


Efekty specjalne nawet dzisiaj wyglądają przepięknie. Nigdy tych widoczków nie będę mieć dość. Warto dodać, że wszystko to miało miejsce na długo przed epoką CGI. Na pewno dzięki nim film zyskuje coś poetyckiego.
Niestety wiąże się z tym pewna poważna wada... a z pewnością coś, przez co wielu ludzi wzgardziło filmowym "Star Trekiem". Wise starał się tutaj zrobić to samo co robiła "Odyseja Kosmiczna" - długie, dłuuugie ujęcia wszystkiego.
Film trwa ponad 2 godziny i myślę, że gdzieś 1/3 to właśnie takie ujęcia. Niektóre jak wnętrze anomalii ogląda się przyjemnie, ale pokazywanie nam statku przez ponad 2,5 minuty może denerwować.

"Star Trek" to film o bardzo wolnym tempie i minimalnej ilości akcji. Ja lubię takie coś, więc mi to nie przeszkadzało (film wygląda zjawiskowo), ale innych może to zniechęcić.

W zasadzie to nie wiem komu ten film polecić. Chyba tylko komuś, kto naprawdę zmęczony chciałby obejrzeć coś spokojnego. Wtedy seans "Star Treka" jest wręcz relaksujący. Nie jest to zły film, ma wiele dobrze zrobionych rzeczy, ale wiele osób może znudzić. To dobrze napisana, przyjemna odyseja kosmiczna z paroma ciekawymi pomysłami i przydługimi ujęciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz