czwartek, 6 października 2016

Star Trek II: Gniew Khana (1982) reż. Nicholas Meyer


Ok moi drodzy, czas na danie główne, czyli "Star Trek II: Gniew Khana", uznawany przez wielu za najlepszą część serii całkowicie słusznie.
To jedyna część "Star Treka", do której wracałem wiele razy z olbrzymią przyjemnością.

Kirk jest teraz admirałem i zajmuje się szkoleniem kadetów. Wylatuje z nimi na kurs treningowy.
Tymczasem ze swojego więzienia uwalnia się rządny zemsty na Kirku przestępca - Khan. Atakuje on pewną stację badawczą i zdobywa rakietę Genesis - eksperymentalny pocisk, zdolny jest stworzyć życie na niezdatnych do zamieszkania planetach.

O "Gniewie Khana" chciałem napisać już od dłuższego czasu. Można do niego zasiąść nawet bez znajomości poprzednika. To jeden z tych klasyków kina science-fiction, który poleciłbym z czystym sercem każdemu fanowi gatunku... albo każdemu, kto szuka po prostu dobrej rozrywki.

Fabuła jest prosta, ale bardziej rozbudowana niż w przypadku "Star Trek The Motion Picture". W centrum uwagi ponownie są bohaterowie, których wątki idealnie zazębiają się ze sobą. Nawet jeśli się nie widziało serialu, ich rozwój potrafi chwycić za serce. Dochodzi do tego dużo wartkiej akcji, napięcia i dramatycznych scen. Bohaterowie dostają ostry łomot na początku, a później walczą o przetrwanie. Film jest intensywny, czyli zupełne przeciwieństwo poprzednika.


Aktorstwo jest dobre, ale nie powalające. Nie licząc oczywiście niesławnego krzyku Shatnera.
Ricardo Montalban powraca jako Khan (wcześniej wystąpił w jednym odcinku serialu). To przerysowany, ale zapadający złoczyńca. Nie tylko jest realnym zagrożeniem i wyzwaniem dla bohaterów, ale dla niego liczy się tylko zemsta za wszelką cenę. Nawet w chwili, gdy jest skazany na śmierć odgraża się Kirkowi. Jest kiczowaty, ale... cały film taki jest...

"Gniew Khana" nie bał się zaczerpnąć z serialowego kiczu, dorzucić dramatu i mroku, w skutek czego wyszło coś cudownego.

Co do efektów specjalnych...
Nie postarzały się zbyt dobrze, ale wydaje mi się, że było to zamierzona. Jest to jednak do wybaczenia, bowiem starcia Enterprise z Reliantem nadal są porywające i ogląda się je z zapartym tchem tak, czy siak.

Gdy pierwszy film starał się być "czymś więcej" i mu to nie wyszło, tak druga część nie starała się i... wyszedł z tego kawałek porządnego kina. Obrana przez twórców droga byłą strzałem w dziesiątkę.
Świetny scenariusz i piękna, PIĘKNA muzyka.
Co tu więcej mówić - uwielbiam ten film!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz