Recenzja nadesłana przez Krzysztofa Dudka
Jest wiele filmów
wojennych. Reprezentują różny poziom realizmu, gry aktorskiej,
różne są cele dla których je nakręcono. Część powstała dla
rozrywki, a część jest hołdem złożonym bohaterom dawnych walk.
Zwykle o tych cechach filmu stopniowo dowiadujemy się przez cały
czas jego trwania. W „Orle” już na początku lektor uprzedza
nas, że nie mamy do czynienia z dokumentem, a wydarzenia filmowe
będą odbiegać od rzeczywistości. Przedstawia również film jako
próbę opowiedzenia o ludziach rzuconych w tryby wojennej machiny.
Wrzesień 1939r.
Okręt podwodny ORP „Orzeł” strzeże wód Morza Bałtyckiego.
Poznajemy załogę „Orła”, jej zadania i relacje panujące
miedzy marynarzami. Bezowocne patrole przerywa choroba dowódcy.
Okręt zawija do neutralnego Tallina i na skutek niemieckiej intrygi
zostaje internowany. Jednak załoga nie poddaje się i ucieka
Estończykom…
Twórcy stawiali
sobie za zadanie opowiedzieć o zwykłych ludziach biorących udział
w wojnie. Z zadania wywiązali się świetnie. Widz ogląda nie
bohaterów prosto z pomnika, lecz ludzi takich jak on. Widzimy
tęsknotę marynarzy za swoimi rodzinami, możemy dowiedzieć się o
planowanym ślubie jednego z nich i oczekiwanych narodzinach dziecka
innego członka załogi. W klaustrofobicznej przestrzeni okrętu
rodzą się przyjaźnie i konflikty, jednak mimo to załoga jest
niepodzielną jednością. Towarzyszymy jej zarówno w chwilach
poczucia beznadziejności położenia i bezsilności w scenach gdy
spiker radiowy podaje kolejne wiadomości o klęskach wojsk
Rzeczpospolitej, jak i w chwilach powodzenia po ucieczce z Tallina i
przedarciu się na Morze Północne. W napięciu trzymają
dramatyczne sceny gdy dochodzi do awarii oraz gdy niemieckie bomby
głębinowe i miny zagrażają polskiemu okrętowi. Widzimy jak
trudne wydarzenia wystawiają na próbę charaktery bohaterów i jak
marynarze przechodzą tę próbę. Taka konwencja filmu z
rozwiniętymi postaciami pierwszoplanowymi wymaga od aktorów sporego
kunsztu. Ci nie zawodzą i dostajemy kawał solidnej gry aktorskiej.
Należy docenić
duży realizm zdjęć. Film powstawał przy współpracy z Marynarką
Wojenna PRL, a w tytułowej roli wystąpił bliźniaczy okręt „Orła”
– ORP „Sęp”. Dzięki temu możemy dokładnie poznać warunki
panujące na „Orle”. Realizm dostrzeżemy również, gdy kamera
opuszcza wnętrze okrętu. Sceny rozgrywające się na morzu są (z
jednym wyjątkiem) odgrywane na morzu. Okręt naprawdę płynie,
wynurza się i zanurza. Bardzo sprawnie zmontowano ujęcia z zewnątrz
i wewnątrz jednostki oraz sceny nakręcone przy użyciu modeli. W
montażu szwankuje tylko jedno – czasem dostajemy jakby wklejone
na siłę sceny, które przedstawiają wątki, lecz ich nie
rozwijają.
Wbrew zapowiedzi
lektora film bardzo mocno nawiązuje do prawdziwych losów załogi
okrętu podwodnego ORP „Orzeł”. Co prawda nazwiska załogi
zostały zmienione (zamiast kmdr. Kłoczkowskiego, kpt. Grudzińskiego
i por. Mokrskiego mamy w filmie odpowiednio: kmdr. Kozłowskiego,
kpt. Grabińskiego i por. Morawskiego), tak jak i nazwy innych
statków (Zamiast „Thalatty” w filmie pojawia się „Schwerin”),
lecz są to sprawy dla fabuły niezbyt istotne.
A jak „Orzeł” trzyma się po 58 latach od premiery? Tak
naprawdę o wieku filmu świadczy tylko to że jest czarno-biały i
wiek aktorów. Wszystko inne po latach pozostaje dalej aktualne, a
„Orzeł” przypadnie do gustu kolejnym pokoleniom widzów. Warto
go obejrzeć również z innego powodu – boje żołnierzy Września
w obecnych czasach są niesłusznie spychane z pomników w otchłań
zapomnienia. Ten film był hołdem dla tych ludzi, a my współcześni
nie możemy o nich zapomnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz