"Il Gatto nove code" jest drugą odsłoną tzw. "Zwierzęcej trylogii" i jest drugim nakręconym przez Dario Argentego filmem.
Na wstępie wita nas Ennio Morricone z przecudowną ścieżką dźwiękową. Motyw przewodni, moim zdaniem, idealnie oddaje "słodycz" całego filmu. Reszta soundtracku z kolei to klimatyczne motywy w stylu jazzowym.
Franco Arno jest niewidomym reporterem, mieszkającym ze swoją siostrzenicą. Pewnej nocy spacerując po ulicy przed instytutem medycznym, podsłuchuje rozmowę dwóch mężczyzn, siedzących w samochodzie. Tej samej nocy ktoś włamuje się do instytutu, ogłuszając strażnika. Następnego dnia z kolei w dziwnym wypadku ginie jeden z rozmówców, których podsłuchał Arno.
Niewidomy mężczyzna łączy siły z dziennikarzem Carlo Giordanim i wspólnie decydują się na podjęcie śledztwa.
"Kot o dziewięciu ogonach" jest jednym z lepszych filmów Argentego i jak na niego całkiem nietypowym.
Przede wszystkim - nie mamy tutaj żadnych brutalnych morderstw. Gore jest minimalistyczne, o ile w ogóle występuje. Pojawiają się z to "ręce mordercy".
Po drugie, praca kamery jest o wiele "spokojniejsza", Argento nie wykonuje żadnych szalonych manewrów kamerą... a jak wiadomo ma to w zwyczaju. Nie zmienia to jednak faktu, że film wygląda pięknie i kolorowo.
Fabuła jest żonglerką mniej lub bardziej poważnymi motywami, utrzymana jest jednak w lekkim, przyjemnym tonie. "Kot..." to film, w którym kino grozy spotyka się z kinem familijnym.
O ile sam Giordani jest postacią w gruncie rzeczy bezbarwną, tak wszyscy inni są wyraziści i uroczo przerysowani.
Za tym wszystkim idzie, rzecz jasna, parada bardzo dobrych aktorów. Moje serce skradł Karl Malden w roli niewidomego Arno.
"Kot o dziewięciu ogonach" to Giallo bardzo... delikatne. Nie ma w nim zbyt wiele przemocy, jest za to wciągająca intryga i niesamowicie pocieszni bohaterowie. Klimat jest lekki, ale nie boi się zahaczyć o grozę i podkręcić napięcie. Argento bierze te wszystkie, na pozór nie pasujące do siebie elementy i tworzy z nich, może nie wybitny, ale na pewno unikatowy kryminał.
Niewidomy mężczyzna łączy siły z dziennikarzem Carlo Giordanim i wspólnie decydują się na podjęcie śledztwa.
"Kot o dziewięciu ogonach" jest jednym z lepszych filmów Argentego i jak na niego całkiem nietypowym.
Przede wszystkim - nie mamy tutaj żadnych brutalnych morderstw. Gore jest minimalistyczne, o ile w ogóle występuje. Pojawiają się z to "ręce mordercy".
Po drugie, praca kamery jest o wiele "spokojniejsza", Argento nie wykonuje żadnych szalonych manewrów kamerą... a jak wiadomo ma to w zwyczaju. Nie zmienia to jednak faktu, że film wygląda pięknie i kolorowo.
Fabuła jest żonglerką mniej lub bardziej poważnymi motywami, utrzymana jest jednak w lekkim, przyjemnym tonie. "Kot..." to film, w którym kino grozy spotyka się z kinem familijnym.
O ile sam Giordani jest postacią w gruncie rzeczy bezbarwną, tak wszyscy inni są wyraziści i uroczo przerysowani.
Za tym wszystkim idzie, rzecz jasna, parada bardzo dobrych aktorów. Moje serce skradł Karl Malden w roli niewidomego Arno.
"Kot o dziewięciu ogonach" to Giallo bardzo... delikatne. Nie ma w nim zbyt wiele przemocy, jest za to wciągająca intryga i niesamowicie pocieszni bohaterowie. Klimat jest lekki, ale nie boi się zahaczyć o grozę i podkręcić napięcie. Argento bierze te wszystkie, na pozór nie pasujące do siebie elementy i tworzy z nich, może nie wybitny, ale na pewno unikatowy kryminał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz