czwartek, 13 października 2016

Halloween II (1981) reż. Rick Rosenthal


Lata 80te były okresem rozkwitu tego specyficznego gatunku jakim jest slasher. Schemat mordercy, który przez ok. półtorej godziny nabija licznik zgonów był eksploatowany przez twórców mniej lub bardziej utalentowanych. Rynek zalała masa filmów, wśród których królowały dwie serie - "Piątek 13go" i "Koszmar z ulicy Wiązów" - doczekujące się kolejnych kontynuacji.

Reżyserem "Halloween II" był Rick Rosenthal, natomiast sam John Carpenter wraz z Debrą Hill napisali scenariusz i zajęli się produkcją, a także nakręceniem kilku dodatkowych scen gore.

Mamy do czynienia z bezpośrednią kontynuacją - akcja filmu dzieje się tej samej nocy, co "jedynka".
Postrzelony sześć razy Michael ucieka i przygotowuje się do kolejnego ataku na Laurie Strode.
Ciężko ranna dziewczyna trafia do szpitala, który staje się celem mordercy.
W międzyczasie dr Loomis wraz z policją Haddonfield przeczesują całe miasteczko w poszukiwaniu zamaskowanego szaleńca.

Pomysł bezpośredniej kontynuacji jest dobrym początkiem.
Carpenter może i nie reżyseruje, ale uraczył nas trzymającym w napięciu skryptem, a także dostarczył mroczniejszy, wygrywany na syntezatorach soundtrack. Kompozycje w "dwójce" są w moim odczuciu o wiele bardziej niepokojące, a co za tym idzie - lepsze.


Obsadzenie akcji w szpitalu również sprzyja atmosferze odcięcia i osaczenia... co oczywiście wyszło twórcom po mistrzowsku.
Oczywiście - to lata 80te, więc trzeba było się nieco do nowej widowni dostosować. W rezultacie postaci jest więcej, a Michael będzie uszczuplać personel placówki medycznej na coraz to wymyślniejsze sposoby.
Bohaterowie są prości, są mięsem armatnim... ale jednak jakoś wzbudzają sympatię i obchodzą oni widza.
Nie podobało mi się jednak to, co zrobiono z postacią Laurie. Przez większość filmu leży tylko w szpitalnym łóżku i jest bierna na to, co się dzieje.
Dodatkowo jedna z ładniejszych aktorek wyeksponuje swój biust... wiecie, sztampa gatunku.

O ile Carpenter odwalił dobrą robotę, tak ewidentnie widać, że scenariusz był przepisywany.
Przykładowo, w pierwszej scenie filmu w telewizji jest mowa o znalezieniu ciał nastolatków, jednak samo to odkrycie ma miejsce dwie sceny później.
Poza tym ilość naciąganych scen jest dość spora. To nie tak, że pierwsze "Halloween" takich nie miało... bo miało, tylko tutaj jest ich trochę więcej.
Do tego doszło też lekkie kombinatorstwo - pewien napis, który twórcy wrzucili do filmu, samemu nie wiedząc co on w ogóle oznacza... a później gorzko odbije się to na serii.


Dziwne rzeczy podziały się też z postacią Michaela.
Wciąż przemyka niepostrzeżenie i eliminuje swoje ofiary, ale nie jest już tak wielkim obserwatorem.
W dodatku, zaczął zachowywać się jak robot, albo zombie. Jego ruchy zrobiły się strasznie nienaturalne... przypomina wręcz Kharisa z serii filmów o Mumii.
Cytując mema: "Nieważne jak szybko biegniesz, Michael Myers chodzi szybciej".
Przy okazji pierwszego "Halloween" wspomniałem o odczłowieczeniu Michaela. Tutaj jakby się z nim zagalopowano... niemniej jednak scena, w której przechodzi przez szybę jest świetna.

Podsumowując, "Halloween II" ma kilka zgrzytów i niedoróbek, ale zachowuje w dużej mierze to, co było dobre w poprzedniku. Lata 80te odcisnęły na nim swoje piętno. To dobry film, po prostu nie tak dobry jak oryginał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz