środa, 7 września 2016

Videodrome (1983) reż. David Cronenberg


Dużo osób zapewne nie kojarzy tego filmu, a szkoda bo "Videodrome" to opus magnum Davida Cronenberga. Najlepiej pokazuje jakim Kanadyjczyk był wizjonerem i jak wiele potrafił jednym filmem przekazać.

Max Renn jest właścicielem małej stacji telewizyjnej, oferującej między innymi pornografię. Pewnego dnia przyjaciel pokazuje mu pirackie nagranie tajemniczego programu o nazwie "Videodrome".
Nagranie przedstawia ludzi, którzy są torturowani na różne brutalne sposoby.
 Max stara się dowiedzieć jak najwięcej o tajemniczym programie, jednak ten zaczyna mieć wpływ na stan jego umysłu... i jak się potem okazuje nie tylko umysłu.
Max zaczyna doświadczać coraz to bardziej realistycznych halucynacji, o ile to, co się dzieje jest jeszcze halucynacją.

Film zaczyna się niepozornie, aż w końcu wraz z głównym bohaterem zagłębiać się będziemy w świat perwersji, halucynacji, fizycznych transformacji i sami będziemy się zastanawiać co jest rzeczywiste, a co nie.

Muzyka Howarda Shore'a ponownie jest ponura i niepokojąca. Pochwalić muszę niesamowitą grę świateł i cieni. Atmosfera jest groteskowa, ale też depresyjna i klaustrofobiczna. Od obłędu nie ma ucieczki i nie wiadomo kiedy uderzy i jak duża siła.
Jak to u Cronenberga, mamy znów paradę obrzydliwości, a co za tym idzie, świetnych praktycznych efektów specjalnych i charakteryzacji.


O czym jednak jest "Videodrome"?
Na początek - o przekraczaniu wszelkich granic, zwłaszcza moralnych. Wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej.
Max daje wszystkim dostęp do erotyki, ostrej pornografii, a także przemocy - perwersji, aż sam zostaje przez takową zniewolony i doprowadzony przez nią do wyniszczenia.
Wiąże się nawet z masochistką... jak już szaleć to na całego.
Kolejnym aspektem jest bycie manipulowanym przez media. Co prawda, w filmie wszystko obraca się tylko wokół telewizji, ale można to odnieść do innych.
Max popada przez "Videodrome" w obłęd, aż staje się jego marionetką. Maszyną, którą można zaprogramować.
Za tym idzie uzależnienie od technologii, na doczepkę z alegorią  zrastającego się z dłonią pistoletu. Technologia jest częścią nas, bo pochodzi od nas. My posiadamy technologię, ale ona także może nas posiąść.

W tle mamy także postać doktora Briana O'Bliviona, który istnieje tylko... na kasetach wideo, które nagrał przed śmiercią. Twierdził on, że w ten sposób będzie żyć dalej, nawet jeśli jego ciało umrze... i być może coś w tym wszystkim jest. Jak wielu aktorów możemy oglądać w filmach, wiecznie młodych i pięknych, mimo iż ci nie żyją już od lat?

Materiału do analizowania jest sporo, a na pewno każdy zobaczyłby jeszcze coś innego.
Cronenberg zamyka tu także charakterystyczny motyw przemiany fizycznej.

"Videodrome" to film na więcej niż jedno posiedzenie. Jest trudny, pokręcony, surrealistyczny i pełen symboliki, a co za tym idzie - można go interpretować na różne sposoby

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz