środa, 7 września 2016

Mucha (1986) reż. David Cronenberg


Mówiąc o Cronenbergu zbrodnią byłoby nie wspomnieć o jego najbardziej rozpoznawalnym dziele, czyli o remake'u  "Muchy" z 1958 roku.
Nie tylko jest to dzieło absolutnie deklasujące swojego protoplastę, ale także paradą obrzydliwości, która mistrzowsko gra na emocjach widza.

Jeff Goldblum gra ekscentrycznego naukowca Setha Brundle'a. Tworzy on maszynę do teleportacji, ale chce aby ktoś utrwalał jego pracę. Z pomocą przychodzi mu spotkana przez niego dziennikarka Veronica.
Para szybko zakochuje się w sobie, co jest nie w smak byłemu chłopakowi Veronici, Stathisowi. Gdy kobieta ucieka, aby swojego natrętnego byłego kopnąć po raz kolejny w tyłek, zazdrosny Brundle postanawia samotnie przetestować na sobie teleporter...

"Mucha" Cronenberga naprawia błędy oryginału.
Romans wypada o wiele bardziej wiarygodnie, bo i bohaterowie są o wiele ciekawsi i bardziej sympatyczni. Postać Setha Brundle'a tak bardzo spodobała się samemu Goldblumowi, że ten starał się ją odtwarzać każdym obsadzanym przez siebie filmie.
Veronica to silna kobieta, całkowite przeciwieństwo infantylnej Helen Delambre.
Maszyna do teleportacji działa w o wiele bardziej konsekwentny sposób.

Podejście do tematu uległo całkowitej zmianie. Podczas, gdy w wersji z 1958 roku, bohater do samego końca ukrywał skutki nieudanego eksperymentu, tutaj obserwujemy powolną transformację.
Tak, jak w wielu innych filmach Cronenberga - cielesność idzie w parze z psychiką. Gdy ciało Setha powoli się rozpada, on sam stopniowo pogrąża się w szaleństwie.
To nie jest łopatologiczne gadanie o tym jaka to technologia jest zła.
Technologia jest częścią nas. My ją tworzymy, my z niej korzystamy. Jeśli używamy jej mądrze, pomaga nam. Gdy jesteśmy lekkomyślni, nieostrożni - może nas zniszczyć.
Brundle na początku widzi same pozytywy płynące z teleportacji - staje się zwinniejszy i silniejszy, jest zaślepiony cudownością swojego wynalazku, aż w końcu przyczynia się on do jego powolnej degeneracji. Sam sobie zgotował ten los.

"Mucha" została niegdyś potraktowana jako metafora AIDS.
Ja uważam, że może ona być metaforą chorób ogółem. Każdy człowiek może "przemienić się w muchę". Taki rozpad może dotyczyć zarówno ciała jak i ludzkiej psychiki.

Praktyczne efekty specjalne i charakteryzacja zostały nagrodzone Oscarem i po dziś dzień są rewelacyjnie obrzydliwe.
W dodatku, Cronenberg przesyca swój film pesymistyczną atmosferą, zaczynając od mocnej muzyki Howarda Shore'a, a kończąc na scenografii i oświetleniu.

"Mucha" Cronenberga to jeden z tych wzorcowych remake'ów, odnoszących się z szacunkiem do materiału źródłowego, które nie boją się robić czegoś swojego. Poza tym, to film, w którym gore i gnicie nie tylko brzydzą, ale też budzą smutek i litość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz