piątek, 9 września 2016

Terminator (1984) reż. James Cameron


Przez negatywne opinie o "Terminator Genisys" uległem narastającemu uczuciu nostalgii i postanowiłem odświeżyć sobie klasyk Jamesa Camerona.
Był to dla mnie ważny film. Nigdy nie zapomnę tej starej kasety VHS z Knapikiem jako lektorem, którą oglądałem w kółko i w kółko...
Byłem w "Terminatorze" zakochany i z perspektywy czasu uważam, że miał on olbrzymi wpływ na kształtowanie się mojego gustu filmowego.

W przyszłości roku 2029 ludzkość walczy przeciwko maszynom kontrolowanym przez komputer o nazwie Sky-net.
Sky-ney tworzy maszynę do podróży w czasie i wysyła wyglądającego jak człowiek zabójcę do roku 1984, by tam odnalazł Sarę Connor - matkę przyszłego przywódcy ludzkiego ruchu oporu - i zabił ją.
W ślad za morderczą maszyną wyrusza żołnierz, Kyle Reese...

James Cameron inspirował się własnym sennym koszmarem, kilkoma filmami science-fiction z lat 60-tych, a także "Mad Maxem 2" George'a Millera... co w sumie jest zauważalne, bowiem mamy tutaj dwa pościgi samochodowe, między innymi z udziałem motocykla i cysterny.
"Terminator" łączy w sobie przeróżne klimaty.
To przede wszystkim kino sensacyjne z elementami science-fiction, ale mocno ocierające się o horror i kino neo-noir. Terminator mógłby być śmiało bohaterem slashera, poza tym w filmie pojawia się wiele "zagrywek" typowych dla horroru.

Film Camerona wręcz ocieka klimatem lat 80-tych, przez co ogląda się go zawsze jak dobrego VHSiaka.


Za muzykę odpowiadał Brad Fidel i stworzył on jeden z najbardziej rozpoznawalnych motywów w historii kina. Grana na syntezatorze mroczna, wzbogacona o różne metaliczne dźwięki ścieżka dźwiękowa jeszcze bardziej
zbliża "Terminatora" w stronę horroru.

Efekty specjalne robią wrażenie, choćby swoją kreatywnością.
Na początku swojej kariery Cameron pracował nad efektami specjalnymi i scenografiami w filmach produkowanych przez Rogera Cormana. Doświadczenie to bez wątpienia przydało mu się przy kręceniu swojego reżyserskiego debiutu. Wykorzystał wszystko - animatronikę, animację poklatkową, makiety, złudzenia optyczne i wszelkiej maści sztuczki montażowe.

Pozornie fabuła jest prosta, idealnie wpasowująca się w ramy niskobudżetowego kina klasy B.
Cameron serwuje wizję postapokaliptycznej przyszłości, w której ludzkość została zniszczona przez postęp technologiczny - mimo upływu lat jest to wciąż temat aktualny.
Podróż w czasie z kolei i pewne jej następstwo po dziś dzień rzeczą mocno dyskusyjną i ludzie nadal nie są pewni czy to ma sens, czy też nie.
W tle przemyka bardzo subtelny, a zarazem przesycony romantyzmem wątek miłosny, który według mnie zasługuje na uznanie. Na pierwszy rzut oka wydaje się nieco wymuszony, ale jakby się nad tym głębiej zastanowić... jest świetny. Cameron potrafi pisać bohaterów z krwi i kości, takich, na których widzowi zawsze będzie zależało.

Bardzo trudno się pisze taką recenzję... bo wiesz, że niczego nowego nie napiszesz. Nie mam już sił rozwodzić się nad aktorami, bo każdy już powiedział, że Arnold był genialny.

"Terminator" zakorzenił we mnie miłość do syntezatorów, lat 80-tych i klasycznych, praktycznych efektów specjalnych z animacja poklatkową na czele. Był on dla mnie także wyznacznikiem dobrego horroru - oryginalnego, budującego gęstą atmosferę i z niepokojącą muzyką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz