czwartek, 8 września 2016

ROZDZIAŁ I - KIM JEST MARIO BAVA?


Mario Bava urodził się 31 lipca 1914 roku w Sanremo w północno-zachodnich Włoszech. Był synem włoskiego rzeźbiarza, a później kamerzysty Eugenio Bavy. Początkowo kształcił się w malarstwie, by ostatecznie pójść w ślady ojca i spróbować szczęścia w przemyśle filmowym, również za obiektywem kamery. Na przestrzeni lat 40-stych nakręcił kilka filmów dokumentalnych, z kolei na początku lat 50-tych sfotografował jedne z najważniejszych włoskich filmów.

Gdy jego praca została doceniona, Bava mógł sprawdzić się także jako reżyser. Zadebiutował w filmie "Ulisses" z 1954 roku, który nakręcił wraz z Mario Cimerinim. Ostatecznie nie został on jednak wyszczególniony w napisach jako reżyser.

Na przestrzeni lat Bava stał się pracoholikiem, maczając palce w niezliczonych włoskich produkcjach, wliczając w to zarówno filmy spod znaku miecza i sandałów, jak i westerny i horrory. To właśnie temu ostatniemu gatunkowi (swego czasu bardzo mało popularnemu we Włoszech) oddał swoje serce, będąc - jak sam twierdził - tchórzem bojącym się niemal wszystkiego. Parał się także montażem i efektami specjalnymi. Pracował z takimi reżyserami jak Raoula Walsh, Jacques Tourneur i aktorami jak Vincent Price, Christopher Lee i Boris Karloff. Na dzień dzisiejszy Bava wyreżyserował ponad 30 filmów, a także odpowiadał za zdjęcia do ponad 70-ciu.

Czemu jednak o nim wspominam?
Mario Bava, choć dziś przez wielu zapomniany, jest jednym z najbardziej wpływowych reżyserów w historii kina, który swoją pracą natchnął takich artystów jak Martin Scorsese, Tim Burton, John Carpenter, Guillermo del Toro, Quentin Tarantino... a to tylko kilkoro z nich.

W swojej pracy Bava przykładał dużą wagę do strony wizualnej filmu. Gdy kręcił w czerni i bieli, wykorzystywał mocno zarysowane cienie i nurzał cały obraz w mroku. Gdy wykorzystywał kolorową taśmę - robił z niej użytek jak mało kto. Znakiem rozpoznawalnym Włocha stało się używanie kolorowego oświetlenia, co później zostało podłapane przez Dario Argentego i innych przedstawicieli młodego pokolenia włoskich reżyserów. Jego głównym celem było stworzenie odrealnionej, onirycznej atmosfery, przez co wiele jego filmów wygląda jak ekranizacje sennych koszmarów.
"Bava nie był wielkim narratorem, ale nie chciał nim być ani nie starał się nim być. Był dobry - bardzo dobry - w czymś innym. Używał światła, cienia, koloru, dźwięku, ruchu i struktury, aby prowadzić swoich widzów nieodkrytymi ścieżkami czegoś w rodzaju zbiorowego snu." ~ Martin Scorsese
Co prawda, Bavę trudno jest nazwać wizjonerem, jednak wykreował swój własny, rozpoznawalny styl, w który był w stanie ubrać praktycznie wszystko. Nawet najbardziej płytką i głupią historię był w stanie przedstawić w wysmakowany stylistycznie, pełen kunsztu sposób.

Bavie nigdy nie zależało na sukcesie. Będąc osobą niezwykle skromną, zawsze mówił, że kręci filmy dla samego ich kręcenia, natomiast siebie określał mianem rzemieślnika ("Jestem rzemieślnikiem. Rzemieślnikiem romantycznym, z tego ginącego gatunku. Robię filmy tak jak krzesła. Czasami robię te krzesła w ramach wyzwania. Przeciwko Amerykanom na przykład. Oni ze swoimi hitami, ja z moim czarodziejskim pierdoleniem. Co do kwestii estetycznych, to jak oglądam te moje wymiociny...W moich filmach są kwestie w stylu "Jestem psychicznie niedysponowany").

Bava zyskiwał sympatię producentów ponieważ był szybki, tani, a przy tym niezwykle skuteczny. Opanował do perfekcji posługiwanie się makietami, rysunkami na szkle, złudzeniami optycznymi, i tak dalej. Uwielbiał także improwizować, kręcić sceny w "beznadziejnych sytuacjach". Jego przyjaciel, reżyser Ricardo Freda stwierdził, że nie było problemu technicznego, z którym Bava by sobie nie poradził.
Był on także osobą bardzo nieśmiałą jeśli chodzi o pracę z aktorami. Barbara Steele w jednym z wywiadów powiedziała, że Bava zachowywał się jak XIX-wieczny dżentelmen. Każdy pracujący z nim aktor był jednak zdany tylko i wyłącznie na siebie, bowiem ten nigdy nie potrafił instruować swoich „podopiecznych”.

"Wszystkie moje filmy są rodzajem podróży, swoistą inicjacją. Bez względu na środowisko w jakim żyją ich bohaterowie. Ludzkie życie ma tylko jeden możliwy cel. Więc śmierć to jedyny problem, na którym warto się skupić... bicze, maski, noże pozwalają mi grać z ideą śmierci, przekazywać jej smak, zapach. Postrzegamy życie po śmierci jako nadzieję, na zasadzie "nigdy nic nie wiadomo" i tylko ta niepewność sprawia, że nadal żyjemy i nie wieszamy się na najbliższym drzewie. W moich filmach nie ma żadnych potworów, tylko wypaczone umysły bohaterów, którzy balansują na granicy choroby umysłowej, oddają się abberacjom seksualnym..."

"Moje filmy po prostu odzwierciedlają ogólną ewolucję: ucieczkę z technokratycznego społeczeństwa opartego na postępie naukowym w stronę nadnaturalności, ucieczkę, która jest przyczyną wszystkich urojeń."


Mario Bava to dziś postać kultowa, o olbrzymich zasługach dla kina i równie rozległej filmografii. Przez wiele lat trudno było ustalić każdy film, przy którym pracował. Udało się to dopiero Timowi Lucasowi, który przez 32 lata zbierał informacje na temat włoskiego reżysera. W końcu opublikował je w książce "All colors of the dark" i to właśnie ta książka była moją główną pomocą podczas pracy nad tym artykułem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz