poniedziałek, 26 września 2016

ROZDZIAŁ III - STALOWA BARBARA W CZARNĄ NIEDZIELĘ


W 1959 roku Bava znalazł pracę u podstarzałego Jacques'a Tourneura, reżysera klimatycznych thrillerów takich jak "The Cat People" (1944), czy "I walked with a zombie" (1943). Tourneaur miał nakręcić peplum - "La Battaglia di Maratona" (Bitwa pod Maratonem") w terminie ośmiu tygodni.
Początkowo wszystko szło gładko - Zamiłowanie Tourneura do symbolizmu idealnie współgrało z Bavowskim stylem, co więcej, w filmie miał wystąpić uwielbiany przez Włochów Steve Reeves, który przedtem wystąpił w dwóch filmach o Herkulesie w reżyserii Pietra Francisci'ego (również sfotografowanych przez Bavę).
Wszystko się posypało, gdy Tourneur nie skończył filmu na czas. Zdaniem reżysera winna temu była konieczność nagrywania tych samych scen w różnych językach, w celu dystrybucji filmu w różnych krajach.
Częściowo winne temu było także kręcenie scen batalistycznych na terenie Jugosławii, w czym Bava nie brał udziału, nie chcąc opuszczać przyjaciół we Włoszech.

Gdy wszystko zostało nakręcone, materiał został przekazany Bavie, by ten złożył go do kupy. Efekt prac ekipy był tak pokraczny, że wywołał u Włocha salwę śmiechu.
"Były chwile, kiedy omal nie zemdlałem ze śmiechu. To był komiczny film. Czterotysięczny tłum jugosłowiańskich żołnierzy w sandałach zamiast swoich zwyczajowych wojskowych butów. Królewskie rydwany, które ciągnęli goście w kamizelkach i z papierosami w ustach, obserwowani przez tłum bezdomnych psów, który zawsze ciągnął za ekipami filmowymi w Jugosławii. Nie nadawało się to do niczego. Producent chciał popełnić samobójstwo. Oddali film w moje ręce. Mieliśmy tylko dziesięć dni."
I jako, że historia lubi się powtarzać, kamerzysta po raz kolejny musiał ratować idący w rozsypkę projekt. Zaczęło się od "naprawienia" scen batalistycznych.
"Tak więc, najpierw w Rzymie. Zrobiłem 287 scen w jednym tygodniu tylko z pomocą wózkowych. Następnie do Grottarossy z setką statystów, którzy prawie umarli z zimna i północnego wiatru, a których w filmie miało być dwadzieścia tysięcy. Ponieważ walki wydawały się pieszczotami, gdyż jugosławiańscy żołnierze bali się, że zranią się nawzajem, musiałem zmienić zwyczajowe 24 klatki na sekundę na 5 klatek na sekundę. Te desperackie zmagania były prawdziwą bitwą."

"La Battaglia di Maratona" ostatecznie zarobiła na siebie mnóstwo pieniędzy, rozsławiła raz jeszcze Steve'a Reevesa, z kolei sam Bava przykuł uwagę producentów, którzy dali mu szansę nakręcenia w 1960 roku pełnoprawnego debiutu, który dziś nosi tytuł "La maschera del demonio" ("Maska Szatana"), szerzej znanego jako "Black Sunday".

Historię do "Black Sunday" Bava opracował natychmiast po skończeniu pracy nad "La Battaglia di Maratona" czerpiąc inspiracje z "Wija" Nikolaja Gogola. Pierwszy koncept fabuły mocno różnił się od tego co zobaczyliśmy w filmie, przytemperował go nieco Ennio De Concini, z kolei cały scenariusz spisali Mario Serandrei i Marcello Coscia. Wiele elementów z tego pierwszego konceptu fabuły odnaleźć można w późniejszych filmach Bavy.

Film rozpoczyna się w XVII-wiecznej Mołdawii. Księżniczka Asa Vajda zostaje oskarżona o bycie czarownicą i skazana na śmierć. Przed egzekucją przeklina cały swój ród i zapowiada swoje powtórne przyjście.
Po dwustu latach dwóch zmierzających na konwencję naukowców - doktor Thomas Kruvajan i doktor Andre Gorobec, znajdują starą kryptę, w której pochowana jest Asa i przypadkowo przywracają ją do życia...

"Black Sunday" było umiarkowanym sukcesem we Włoszech, jednak we Francji i Ameryce stał się hitem wśród fanów horroru i szybko zyskał status filmu kultowego, który utrzymuje się po dziś dzień. W latach 60-tych gotycki horror królował za sprawą Wytwórni Hammer, a "Black Sunday" było czymś, czego zachodnia widownia nigdy przedtem nie widziała - był baśniowy, ale przy tym niezwykle mroczny i brutalny. Co więcej, antagonistą była kobieta - w rolę księżniczki Asy Vajdy i jej potomkini, księżniczki Katii wcieliła się brytyjska aktorka, Barbara Steele.
"Miała idealną twarz do moich filmów, ale była okropnie przesądna i bała się Włochów. Któregoś dnia odmówiła stawienia się na plan, bo ktoś jej powiedział, że za pomocą specjalnych operacji na taśmie filmowej sprawiam, że aktorzy są nadzy! Może źle zrozumiała kogoś, kto mówił jej o moich zdjęciach trickowych, czy coś w tym stylu. Musiałem przekonywać tę biedną kobietę, że gdybym opatentował podobny wynalazek, to już dawno byłbym miliarderem."

"Black Sunday" do dziś robi wrażenie swoją stroną wizualną i gęstą atmosferą. Posłużył on jako inspiracja dla Francisa Forda Coppoli podczas kręcenia "Bram Stoker's Dracula" w 1991 roku. Tom Savini z kolei nazwał go "Obywatelem Kanem" kina grozy.
Film w ciekawy sposób podchodzi do tematu horroru wampirycznego, jednak w warstwie fabularnej nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Cierpi przede wszystkim za sprawą nienaturalnych dialogów, drewnianego aktorstwa i kulejącego udźwiękowienia. Dubbing do anglojęzycznej wersji to prawdziwa katastrofa.
Podważyć tytułu klasyka nie zamierzam, jednak moim skromnym zdaniem "Black Sunday" zostaje w tyle chociażby za "I Vampiri" i każdym innym gotyckim horrorem zrealizowanym przez Bavę w późniejszych latach.

Niemniej jednak film ten rozsławił Bavę na cały świat, a ten niedługo potem pracował z Raoulem Walshem na planie filmu "Esther and the King" (1960).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz