Horror
jako gatunek filmowy został za czasów panowania Mussoliniego
zabroniony we Włoszech, aż do lat 50tych. Dopiero wtedy do Italii
zaczęły docierać klasyki pokroju "Draculi" i
"Frankensteina" Wytwórni Universal, a cenzorzy stawali się
nieco bardziej liberalni. Wtedy to Mario Bava, razem ze swoim
przyjacielem Riccardo Fredą wpadli na pomysł, aby samemu nakręcić
horror. Miałby to być pierwszy pełnoprawny włoski horror od czasu
niemego "Potwora Frankensteina" z 1920 roku, przy okazji
byłby to pierwszy udźwiękowiony włoski horror.
Freda
znalazł dwóch potencjalnych producentów - Ermanno Donatti'ego i
Luigi'ego Carpentieri'ego. Panowie byli zainteresowani wyłożeniem
pieniędzy na horror, ale także sceptyczni. Mając pracującego w
błyskawicznym tempie Bavę do pomocy, Freda przekonał potencjalnych
sponsorów, że nakręci cały film w dwanaście dni. Pozostawała
tylko jedna kwestia - o czym ów film miałby być? Pomysł na fabułę
Freda przedstawił następnego dnia, ale nie na papierze, tylko w
formie nagrania.
Film
został w końcu ochrzczony "I Vampiri" ("Wampiry"),
a później doczekał się tytułów "The Devil's Commandment"
i "Lust of the Vampire" (nie mylić z filmem Hammera).
Akcja
filmu ma miejsce w Paryżu. Młode kobiety giną w tajemniczych
okolicznościach, a w ich ciałach nie ma ani kropli krwi. Tajemnicę
na własną rękę stara się rozwiązać dziennikarz Pierre Lantin.
Oczywiście,
za wszystkim stoi wampir, ale nie taki zwyczajny. Grana przez Giannę
Marię Canale kobieta musi przytaczać sobie krew dziewic, aby
całkowicie zatrzymać proces starzenia i być wiecznie młodą i
piękną. Z panią Canale Freda pracował wiele razy w przeszłości
i to właśnie z myślą o niej całą tę fabułę przygotował.
"I
Vampiri" to solidne połączenie kryminału, gotyckiego horroru
i science-fiction - historia, którą nie tylko śledzi się z
zaciekawieniem, ale i ogląda z przyjemnością. Bava nie tylko
pięknie sfotografował cały film, ale i wykorzystał wiele tricków,
które wprawiły członków ekipy w osłupienie.
Niestety,
po dziesięciu dniach kręcenia Riccardo Freda miał gotową tylko
połowę filmu. Po nieudanej próbie ubłagania producentów o
przedłużenie terminu porzucił pracę. Wtedy na stołku reżysera
zasiadł sam Bava i dokonał niemożliwego - dokończył film w ciągu
pozostałych dwóch dni. Co prawda, efekt końcowy odrobinę różnił
się od wizji Fredy, niemniej jednak termin został dotrzymany.
Historia
"I Vampiri" nie ma jednak szczęśliwego zakończenia,
bowiem film okazał się komercyjną klapą, a sam Bava nie został w
napisach początkowych wymieniony jako reżyser.
"I
Vampiri" nie były jednak ostatnim wspólnym filmem Bavy i
Fredy. Panowie spotkali się w 1959 roku na planie "Agi Murad il
diavolo bianco" ("Biały Diabeł") oraz "Caltiki
- il mostro immortale" ("Caltiki - nieśmiertelny potwór").
"Caltiki"
powstał na fali popularności amerykańskiego "Bloba - zabójcy
z kosmosu", ale także, by pomóc wpadającemu w problemy
finansowe Bavie.
Włoch
pracował wówczas nad zdjęciami w filmach Pietra Francisci'ego.
Namówiony przez Fredę porzucił pracę u śpiącego na planie
reżysera i dołączył do nowej ekipy.
Fabuła
przedstawia się następująco:
W
607 roku Majowie nagle opuścili
swoje miasto,
nie pozostawiając po sobie żadnych śladów. Ekspedycja naukowa
badająca starożytne ruiny znajduje wielką, radioaktywną,
galaretowatą kreaturę, która zjada wszystko, co stanie na jej
drodze. Podczas walki jeden z archeologów zostaje raniony przez
potwora.
Stwór
ostatecznie ginie od ognia, a jedyny ocalały po nim kawałek
naukowcy zabierają ze sobą, aby go zbadać... mówimy w końcu o
filmie science-fiction z kresu lat 50-tych.
Okazuje
się, że galaretowata kreatura mutuje pod wpływem promieniowania.
Pech chciał, że w pobliżu Ziemi ma przelecieć kometa, która
wytwarza bardzo silne promieniowanie, w dodatku ranny archeolog traci
zmysły i zamienia się w niezrównoważonego emocjonalnie
mordercę...
"Caltiki"
to jeden z typowych przedstawicieli science-fiction lat 50-tych -
archaiczny, sztampowy, ale nie
pozbawiony
uroku. Twórcy, oprócz amerykańskiego odpowiednika inspirowali się
także Lovecraftem, co jest miejscami wyczuwalne. Sam Bava uważał,
że nakręcił adaptację prozy samotnika z Providence na długo
przed Cormanowskim "The Haunted Palace" z 1963 roku. Czy
tak faktycznie jest, to już kwestia całkowicie subiektywna.
Warto
zaznaczyć, że „Caltiki” wykorzystał bardzo naturalistyczny
efekt (zwłaszcza na lata 50-te) rozkładającego się ciała.
Zdaniem
Riccardo Fredy "Caltiki" powinien być uznawany w całości
za film Bavy. Na kilka dni przed nakręceniem "scen
dramatycznych" z użyciem efektów specjalnych, reżyser mocno
poróżnił się z producentami i opuścił projekt. I tak jak w
przypadku "I Vampiri" film dokończył nie kto inny jak
Bava.
Twórcy
chcieli, by film dobrze się sprzedał, dlatego też wielu włoskich
aktorów występowało pod pseudonimami. Sam Freda widnieje w
napisach początkowych jako Robert Hamilton. Niestety nawet to nie
pomogło, bowiem "Caltiki" również nie sprzedał się tak
dobrze jak wszyscy zakładali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz