środa, 7 września 2016
Persona 3 The Movie #4 Winter of Rebirth (2016) reż. Tomohisa Taguchi
Nadszedł czas na wielki finał epickiej opowieści o nastolatkach walczących z potworami w czasie ukrytej dla wszystkich godziny.
"Winter of Rebirth" nie ma jako takiego rozpoczęcia. Nie ma żadnych napisów początkowych. Wracamy do momentu, w którym kończyło się "Falling Down". Ryouji objawia się wszystkim jako inkarnacja Śmierci i 31go stycznia na szczycie Tartarusa przemieni się w Awatara Nyx i zapoczątkuje Koniec Świata - Upadek (The Fall).
Bohaterowie dostają jednak wybór. Mogą zabić fizyczną postać Ryouji'ego, zapomnieć o istnieniu Mrocznej Godziny i beztrosko czekać, aż ludzkość wymrze.
Na samo "dzień dobry" bohaterowie słyszą złą nowinę, w dodatku to właśnie oni całą swoją dotychczasową walką to wszystko umożliwili. Sytuacja wydaje się być kompletnie beznadziejna, a nadchodzący koniec zdaje się mieć coraz większy wpływ na mieszkańców Tatsumi Port Island.
"Winter of Rebirth" jest niesamowicie melancholijne i depresyjne.
Od początku skupia się na bohaterach i przez te 40 minut obserwujemy jaki wpływ ma na nich zbliżający się Upadek. Boją się, chcą temu przeciwdziałać, jednak z drugiej strony wszelki opór zdaje się nie mieć sensu.
Widzimy jak znoszą to zarówno jako grupa jak i indywidualnie, w odosobnieniu. Film wykorzystuje masę symbolicznych kadrów, by jeszcze dobitniej pokazać ich stan emocjonalny.
Przykładowo:
Widzimy Yukiego snującego się po mrokach akademika. Nie odzywa się, nawet nie widzimy dobrze jego twarzy, ale doskonale wiemy, co dzieje się w jego głowie.
Yukari przechodzi z oświetlonej części pokoju do tej całkowicie zaciemnionej i w tym momencie upada.
Jest też wiele scen, gdzie bohaterowie siedzą w pokojach, z dala od jakiegokolwiek źródła światła. Chodzi mi o światło w ciepłych barwach.
Ponieważ akcja filmu dzieje się zimą, wszystkie kolory zrobiły się poszarzałe i wyblakłe i jeśli już postacie są oświetlone to właśnie przez takie blade, zimne światło.
Story-arc każdego członka SEES zostaje zamknięty.
"Winter of Rebirth" to trzeci akt historii - bohaterowie, bogatsi o nowe doświadczenia po upadku w akcie drugim jednoczą się ponownie przeciwko problemowi.
I takie zjednoczenie ostatecznie ma miejsce, jednak wydaje mi się ono zbyt gwałtowne. Słońce wychodzi zza chmur i nagle wszyscy czują zapał do walki. Niektórzy bohaterowie nie dostają nawet żadnego sensownego powodu by przestać rozpaczać. Yuki spędza czas z Elizabeth, Yukari ogląda odzyskany wideo-dziennik ojca... ale reszta?
Wiąże się z tym dużo gadania o odnajdywaniu sensu swojego życia, uczenia się wartości tego życia... i wszyscy mówią, że to odnaleźli, ale nie mówią o tym niczego konkretnego. Nie skupiają się na tym, czym ów "sens życia" jest.
To dość poważny temat i skoro już się go roztrząsa, powinno się o nim powiedzieć coś więcej.
Tak, czy inaczej dochodzi do ostatecznej bitwy.
Drużyna się rozdziela - część walczy z Cieniami, część walczy z członkami Stregi, z kolei Yuki sam staje do walki z Awatarem Nyx.
Początkowo nie podobał mi się taki "podział", ale błyskawicznie zmieniłem o nim zdanie i teraz mógłbym ten finał porównać do tego z "Powrotu Jedi".
Fakt, że Yuki decyduje się samotnie zmierzyć z Nyx nadaje tej walce bardziej osobistego wymiaru. Z perspektywy rozwoju tej postaci ma to sens.
"Winter of Rebirth" mógłbym zarzucić jedynie przesadne efekciarstwo w nieodpowiednich momentach.
W pierwszej scenie Ryouji niszczy most. Tej sceny nie było w grze i nie mam pojęcia co ona miała na celu. Mieszkańcy wyspy musieli być nieźle zdziwieni, że cholerny most w ni z tego ni z owego rozleciał się na kawałki.
Z kolei ostateczna walka z Nyx, choć intensywna, nie była niczym aż tak bardzo spektakularnym.
Jest jeszcze armia Cieni, która pod koniec atakuje bohaterów... bo scena wcale nie była dostatecznie dramatyczna.
Nie podobało mi się także wciśnięcie na ostatnią chwilę nowych Person. W grach, gdy bohaterowie przechodzili duchową przemianę, ich Persony jakby ewoluowały. Tutaj widzimy je przez kilka minut... a potem znikają.
Może to czepialstwo, ale trochę mnie to gryzło, zwłaszcza, że przez większość czasu scenariusz wydawał się nieskazitelny.
"Winter of Rebirth" to satysfakcjonujące zakończenie.
Twórcy pozwolili sobie na o wiele więcej swobody względem materiału źródłowego.
Film rozkręca się powoli, poświęca dużo czasu bohaterom i daje nam finałową bitwę, która mogła być ciut lepsza, ale w obecnej formie nie jest niczym obraźliwym.
Również zakończenie, w przeciwieństwie do gry, stało się o wiele bardziej niejednoznaczne i urywa się we właściwym momencie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz