czwartek, 15 września 2016

Mroczny Rycerz (2008) reż. Christopher Nolan


Christopher Nolan powraca do Batmana niczym James Cameron do "Terminatora i George Miller do "Mad Maxa". Nie da się zaprzeczyć, że "Mroczny Rycerz" był filmem ważnym dla kina superbohaterskiego.
Jego akcja dzieje się rok po "Batman - Początek". Mafiozi Gotham trzęsą portkami ze strachu przed człowiekiem nietoperzem, wspieranym przez nowego prokuratora Harveya Denta. Wszystko wskazuje na to, że zbliża się koniec przestępczości w mieście... aż tu nagle pojawia się Joker...
Joker jednoczy się z przestępcami Gotham i sieje chaos, nastawiając przy tym opinię publiczną przeciwko Batmanowi...

Przede wszystkim - jest to spójny stylistycznie film.
Wielu ludzi okrzyknęło "Mrocznego Rycerza" mianem realistycznego, na co ja mówię - BZDURA!
Flm Nolana jest o wiele bardziej komiksowy niż wszystkim się wydaje. Jest poważny, może nawet mroczny, ale nie realistyczny. Reżyser wybrał prostą, bardziej przyziemną formę i skupił się na scenariuszu, postaciach, ich relacjach, psychologii i tak dalej.
Fakt, Gotham wygląda jak każde inne miasto, ale... w filmach Marvela miasta też wyglądają dość zwyczajnie, więc nie rozumiem o co wszystkim chodzi. Poza tym, film wykorzystuje masę komiksowych zagrywek - Batman pojawia się znikąd na środku pokoju, Joker daje radę umieścić bomby na statkach, pojawia się nawet kilka one-linerów. Poza tym, w realistycznym świecie ktoś taki jak Two-face nie byłby w stanie żyć.

Podoba mi się, że mimo całej wartkiej akcji, "Mroczny Rycerz" nie jest efekciarski i wybuchowy. Swój sukces zawdzięcza scenariuszowi oraz świetnej pracy reżysera i aktorów. Docenić też trzeba minimalistyczne użycie CGI na rzecz praktycznych efektów specjalnych

Heath Ledger za rolę Jokera zgarnął pośmiertnego Oscara, moim zdaniem całkiem zasłużenie. Jego Joker jest tym samym nihilistą, co w komiksach, a jego relacja z Batmanem została wiernie odwzorowana. Gdy zaprowadzasz porządek, chaos natychmiast zaczyna się do niego zakradać. Tym właśnie jest klauni książę zbrodni - jest konsekwencją działań Batmana.
Opowiada on także kilka wersji swojej przeszłości, co jest nawiązaniem do "The Killing Joke" Alana Moore'a.
Problem z nim jest tylko taki, że brakuje mu nieprzewidywalności. To bardziej terrorysta, co wynika w dużej mierze z obranej przez Nolana konwencji. Gdy wyceluje w Ciebie broń, to wiesz, że Cię zabije.

Kolejnym, najjaśniejszym punktem "Mrocznego Rycerza" jest Harvey Dent, czyli Two-face. Po raz pierwszy postać ta doczekała się filmowej adaptacji, która oddaje charakter oryginału. Jego origin-story zostało, co prawda zmienione, ale efekt końcowy jest ten sam.
Można się kłócić, że jego wątek został wepchnięty trochę na siłę, ale jest satysfakcjonujący w swojej obecnej formie.
No i do komiksowych akcentów można doliczyć noszoną przez niego marynarkę.

Niestety, ale jak ciekawi złoczyńcy by nie byli, protagonista jest poniżej poziomu. Zarówno Bruce Wayne jak i Batman w wykonaniu Christiana Bale'a są kompletnie nieciekawi i wręcz odnosiłem wrażenie, jakby ich w tym filmie w ogóle nie było.
Batman jest tutaj przedstawiony jako detektyw, wątek kryminalny jest mistrzowsko poprowadzony, wszystkie jego dylematy są czytelne... brakuje tylko samej postaci.

Sceny akcji również uległy znaczącej poprawie.
Kamera się nie trzęsie. Są one niezwykle przemyślane i cały czas znajdują sposób, by widz oglądam to wszystko z sercem w gardle. Napięcia jest mnóstwo, zwłaszcza w konfrontacji z Jokerem.

Cała masa nagród jaką film zebrał nie była przypadkowa. To aż tak dobry film. To dobra adaptacja komiksu, dobrze skonstruowany kryminał, dramat i film sensacyjny, w dodatku zrobiony w innowacyjny i klasyczny zarazem sposób. Mniej eksplozji, więcej historii i więcej klimatu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz