poniedziałek, 5 września 2016

Doktor Mabuse (1922) reż. Fritz Lang


Do "Doktora Mabuse" podchodziłem jak pies do jeża. Przyczyną tego był jego czas trwania, czyli bite 4 godziny. Jetem świeżo po seansie i stwierdzam, że nie tylko nie było się czego obawiać, ale i jest to jeden z najlepszych filmów gangsterskich jakie miałem przyjemność zobaczyć.

Tytułowy doktor to geniusz zbrodni, hazardzista, hipnotyzer i bezwzględny "władca marionetek". Stale zmienia swój wizerunek i za pomocą siły woli zmusza graczy w karty do przegrywania. To wręcz przestępca doskonały. Może wyglądać jak tylko zechce i zmusić każdego do wszystkiego jednym spojrzeniem. Jego ludzie przenikną wszędzie, a on sam zawsze jest o krok przed swoimi przeciwnikami.
Przeciwko temu nieposkromionemu złoczyńcy stanie Norbert von Wenck.

Rok po swojej poetyckiej "Zmęczonej Śmierci", Fritz Lang robi obrót o 180 stopni i tworzy gangsterski kryminał opakowany w stylistykę niemieckiego ekspresjonizmu.
Ponownie pokazuje, że potrafi tworzyć filmy monumentalne, z olbrzymimi scenografiami.
Reżyser zgromadził Rudolf Klein-Rogge w roli Mabusego to czysta poezja, choć zdarza mu się szarżować. Przeciwko niemu staje bezbłędny Bernhard Goetzke, mający już za koncie występ we wspomnianej "Zmęczonej Śmierci"
Na dalszym planie mamy znanego z Munauowskiego "Fantoma" i późniejszego "Metropolis" Alfreda Abela i przepiękną Gertrude Welcker.

Zastanawiam się ile ten film musiał kosztować...


Obawiałem się, że film będzie się ciągnął i mnie wymęczy, ale na szczęście tak nie było.
Przeciwnie. Przez te cztery godziny trzymał w napięciu, bo oglądaliśmy bezbłędne starcie dwóch wielkich umysłów.
Z zaciekawieniem oglądało się śledztwo van Wencka i robiącego wszystkich na szaro Mabusego.
Pomagała też paranoiczna, wręcz klaustrofobiczna atmosfera.

Nie oznacza to jednak, że filmowi nie zdarzały się przestoje. Zdarzały się sceny niepotrzebnie rozwleczone.
Finał z kolei był dla mnie ostro przesadzony.
Ale mimo to, dało się wysiedzieć przed ekranem tak długi okres czasu.
To wzór dla późniejszych filmów sensacyjnych i Fritz Lang powinien być pamiętany właśnie za takie rzeczy, a nie za...yyych, "Metropolis".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz