poniedziałek, 19 września 2016

Batman zbawia świat (1966) reż. Leslie H. Martinson


Zrecenzowanie tego filmu będzie wyzwaniem... bo jak do cholery oddać w prostych słowach to, co właśnie zobaczyłem?
"Batman zbawia świat" jest pełnometrażowym filmem nakręconym na potrzeby (nie)sławnego serialu Adamem Westem w roli tytułowej.
Rozchodzi się o to, że mamy tu crossover czterech złoczyńców, którzy chcą przejąć władzę nad światem *Of course!* i nasz gacek wraz z Robinem będą starać się ich powstrzymać.

Film zaczyna się od sceny ratowania jachtu. Batmanowi machają i salutują wszyscy ludzie w mieście, gdy ten leci sobie bat-kopterem... i tak - ów śmigłowiec jest wyposażony w bat-drabinę i bat-spray przeciwko rekinom.

Tak, ja tak na serio. Myślę, że teraz widzicie z jak surrealistycznie absurdem mamy tu do czynienia. Poziom infantylności i naiwności wypierdala wszystkie mierniki w kosmos, gdy najgłupsze możliwe rozwiązania fabularne stają się rzeczywistością, a tok rozumowania bohaterów we wszystkich sytuacjach jest do tego stopnia... wykrzywiony, że mózg sam wypełza człowiekowi z czaszki i ląduje na podłodze, gdzie doznaje samozapłonu.

Złoczyńcy są kreskówkowo przerysowani, przywódcami narodów Ziemi są poszczególne stereotypy, a West i Ward wymawiają swoje absurdalnie niedorzeczne kwestie w sposób tak poważny, wyniosły i przedramatyzowany, nawet Zack Snyder powiedziałby, że to przesada.

Polscy dystrybutorzy tym razem trafili w sedno swoim tytułem. Oglądając "Batman zbawia świat" człowiek dochodzi do wniosku, że ten cały absurd musi być zamierzony. Ale jednak jakieś ziarnko niepewności  pozostaje.

Ja, nawet oglądając go drugi raz byłem nim porażony. To, co ja sobie tutaj wypisuję to jest nic. Każdy powinien to arcydzieło campu w esencji zobaczyć na własne oczy.
Nawet oglądając go po raz drugi miałem pierwszoligową frajdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz