sobota, 17 września 2016

Batman (1989) reż. Tim Burton

"Batman" Tima Burtona to film niesamowicie ważny w kontekście filmowych adaptacji komiksów. Gdyby nie reżyser "Edwarda nożycorękiego"... cóż, dzisiaj nie byłoby ani serii "X-Men", ani "Trylogii Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana, ani też Marvel Cinematic Universe.

Ale to oczywiste rzeczy.

Burton nigdy nie był wielkim fanem komiksu. Jedynym takim, który przeczytał był "Zabójczy żart" Alana Moore'a. Choć czerpał z niego inspiracje, postać Batmana skonstruował praktycznie od zera. I dziś wiele elementów z tego filmu stało się nierozłączną częścią postaci Mrocznego Rycerza - jak na przykład design Batmobilu, czy gotycki wystrój Gotham.

W rolę człowieka-nietoperza wcielił się Michael Keaton, co swego czasu wywołało wiele kontrowersji. Casting ten oburzył fanów tak bardzo, że podobno pisali petycję do studia, z prośbą o zmianę aktora.
Gdy film w końcu wszedł do kin... do dziś Keaton jest najlepszym odtwórcą Batmana obok Kevina Conroya.
Ten Batman jest tajemniczy, a informacji o nim dostarczają różne drobiazgi w tle. Burton nie traci czasu na origin-story i od razu pakuje go w sam środek akcji.
Jako Bruce Wayne z kolei, Keaton jest pełen obsesji, zakręcony, a przy tym uroczy i sympatyczny. Podczas, gdy Batmana cechuje pewność siebie, Wayne'a cechuje niemal całkowity jej brak.


Czarnym charakterem jest tutaj Joker, grany przez Jacka Nicholsona.
Na początku był on gangsterem imieniem Jack Napier, ale w wyniku konfrontacji z Batmanem wpada do kwasu i tak staje się klaunim księciem zbrodni. Motyw ten jest, oczywiście, żywcem wyjęty z "Zabójczego żartu", ale nie w tym rzecz. Pokazanie genezy Jokera było niesamowicie odważnym posunięciem. W komiksach po prostu się on pojawiał, w dodatku w komiksie Moore'a twierdzi, że pamięta swoją przeszłość na kilka różnych sposobów.
Nikogo jednak to nie zgorszyło, bowiem Burton dokonał po prostu zamiany ról.
W komiksach to Joker jest tajemniczą figurą, podczas, gdy o Batmanie wiemy praktycznie wszystko.
Tutaj to Batman jest tajemniczy, a o Jokerze wiemy wszystko.
Nicholson jest najbardziej ikonicznym odtwórcą tej roli obok Marka Hamilla. Jego Joker jest nie tylko psychopatyczny, ale i autentycznie zabawny i nieprzewidywalny... taki jak jego komiksowy odpowiednik. To ktoś kto w jednym momencie mógłby albo rzucić w ciebie ciastem, albo cię zastrzelić bez wyraźnego powodu. Idealnie ukazuje to scena w muzeum.
Jego ideologia nihilizmu i siania anarchii nie jest wyłożona wprost. Mówią nam o tym jego czyny i zachowania.


Wszystko opiera się o konfrontację tych dwóch wielkich umysłów, choć ich relacja względem materiału źródłowego została mocno zmieniona.
Nie podobało mi się wplątanie Napiera w morderstwo rodziców Wayne'a. Z jednej strony tworzy to pewną klamrę, ale czyni krucjatę Batmana bardziej osobistą.
W komiksach mordercą jest przypadkowy złodziejaszek. Wrogiem Batmana staje się wówczas abstrakcyjny koncept przestępczości.
Tutaj mordercą jest Joker, a to oznacza, że po zabiciu go, Batman nie ma już powodu by przywdziewać swoją maskę bo... już pomścił swoich rodziców.

Kolejną rzeczą, która może się fanom komiksu nie spodobać jest kompletne zmarginalizowanie istotnych postaci jak komisarz Gordon, czy Harvey Dent. Nie ma to żadnego wpływu na samą historię... ale uważam, że warto o tym wspomnieć.


Burton w swoim "Batmanie" operuje stylistyką filmów lat 50tych. Wszystko tu nimi wręcz ocieka.
Z kina noir Burton zaczerpnął gangsterów w garniturach, płaszczach i kapeluszach, ich kobiety noszące mocny makijaż, a także strzelaniny z użyciem rewolwerów i Tommy Gunów. Sama postać Jacka Napiera z początku przypominała mi Cody'ego Jarretta z filmu "Biały  żar".
Duszne, zadymione i wilgotne ulice z kolei Burton wymieszał z mrokiem i szarością znaną z gotyckich horrorów Wytwórni Hammer oraz futurystyczną architekturą "Metropolis" Fritza Langa.
Zresztą całe miasto zostało wzniesione w studiu, a efekty specjalne opierają się na modelach i makietach.
Postać samego Batmana czerpała wiele inspiracji z Draculi w wykonaniu Christophera Lee.
Co więcej, w rolę Alfreda, lokaja Bruce'a Wayne'a wcielił się weteran Hammerowych horrorów - Michael Gough.

Przed Timem Burtonem stało nie lada zadanie, bowiem musiał przedstawić masowej widowni postać Batmana tak, by został przez nią potraktowany poważnie (w końcu przedtem był tylko campowy serial z Adamem Westem).
"Batman" to film zarówno niezwykle tradycyjny jak i niesamowicie świeży.
Reżyser odważnie kreuje człowieka-nietoperza całkiem po swojemu, nie tylko z szacunkiem dla materiału źródłowego ale i wzbogacając go, albo nawet poprawiając. Batman nigdy przedtem nie był przedstawiany w taki sposób.
To także wspaniały hołd dla kina noir lat 50tych, a także Wytwórni Hammer.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz