środa, 31 sierpnia 2016
Wolfen (1981) reż. Michael Wadleigh
Czasem dystrybutorzy dają ciała z tytułami. "Wolfen" jest jednym z takich skrzywdzonych filmów. Początkowo myślałem, że ów film będzie jak "Zagadka nieśmiertelności", tylko z wilkołakami, biorąc pod uwagę, że oba filmy bazują na prozie tego samego autora.
Pierwsze, co rzuca się w uszy to muzyka Jamesa Hornera. Identyczne kompozycje zostaną użyte 6 lat później w "Aliens" Jamesa Camerona. Obie ścieżki dźwiękowe są do siebie bardzo podobne.
Rusza budowa nowego osiedla na Bronxie. Ekipa wyburzeniowa wysadza w powietrze kilka budynków. Nocą, podczas powrotu z imprezy, pomysłodawca przedsięwzięcia oraz jego żona zostają zamordowani w brutalny sposób. Śledztwo przypada zmęczonemu życiem detektywowi, granemu przez Alberta Finneya i z czasem zacznie on odkrywać, że nie ma do czynienia ze zwykłymi mordercami...
Na przekór moim oczekiwaniom, "Wolfen" nie jest żadnym poetyckim horrorem. To powolny, kameralny, pozbawiony fajerwerków, ale jakże stylowy kryminał neo-noir.
Uraczeni zostajemy masą pięknych i pamiętnych kadrów w cinemascoopie. Wpływy noir są zauważalne, choćby w postaci głównego bohatera. Jest cholernie mroczno, tajemnica jest rysowana grubymi liniami, przy czym film nie kryje się z tym, że powstał w latach 80tych.
Przez bardzo długi czas nie widzimy tytułowych Wilków. Niektóre sytuacje obserwujemy właśnie z ich perspektywy, co daje kamerzyście pole do popisu. "Wolfen" kładzie ogromny nacisk na suspens, choć, będę z wami szczery, brakuje mu porządnej dawki gore. Książka podobno była pełna brutalnych scen.
"Wolfen" bardzo subtelnie podchodzi do metafizycznej strony wilkołactwa i pozwala sobie na krytykę cywilizacji.
Scenariusz w gruncie rzeczy jest dobry, choć ma dwie wady.
Bohaterowie, choć wyraziści, są prości i nie zapadają w pamięć.
Film potrafi się niemiłosiernie dłużyć. Są całe sceny i wątki, które można by skrócić, lub w ogóle pominąć.
Finał jest solidny, a samo zakończenie mocno niejednoznaczne. Bo nie wiemy tak naprawdę co się w nim wydarzyło.
"Wolfen" to dobry, klimatyczny kryminał, ale nie taki, przez który wyskoczycie z kapci. Będziecie się na przemian ekscytować i nudzić, ale w ogólnym rozrachunku jest to coś oryginalnego i godnego polecenia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz