sobota, 27 sierpnia 2016

Skanerzy II Nowy Ład (1991) reż. Christian Duguay


Uwielbiałem "Skanerów" Davida Cronenberga. Do tego stopnia, że gdy dowiedziałem się o istnieniu sequeli, natychmiast się za nie zabrałem. Były to sequele direct-to-video spod ręki zupełnie innego reżysera, powstałe dziesięć lat po oryginale, w dodatku kręcone równolegle do siebie. Nie są to dobre znaki, niemniej ja byłem wówczas pełen nadziei. Byłem głupi.

Zmiana reżysera oznaczała zmianę podejścia, a co za tym idzie - z mrocznego klimatu poprzednika nie ostało się kompletnie nic. Film Christiana Duguaya pod tym względem przypomina typowy akcyjniak jakich na VHSa wychodziło mnóstwo. Muzyka Marty'ego Simona niczym do poprzednika nie nawiązuje, również przypomina bardziej coś co znalazłoby się w filmie sensacyjnym, ale przypadła mi do gustu, więc nie nie narzekam. Niestety, niski budżet odbił się na efektach specjalnych, które są strasznie sztuczne i "gumowe". Twórcy podjęli się odtworzenia znanych scen, niemniej efekt końcowy prezentuje się bardzo tanio.

Aktorsko film trzyma się porównywalnie do części pierwszej. Jest stabilnie. Jedyne na co mogę pokręcić nosem to to, że podczas skanowania aktorzy robią chwilami ekstremalnie głupie miny.
David Hewlett jako protagonista wypada o wiele lepiej niż Stephen Lack, będąc o wiele bardziej... "żywym".

Sama fabuła do niczego odkrywczego nie należy. Komendant policji, John Forester odnajduje Skanerów, by ci pomogli mu przejąć kontrolę nad całym miastem. Gdy David (bo tak się nazywa bohater grany przez Hewletta) trafia pod opiekę Forestera i odkrywa jego misterny plan, oczywiście postanawia go powstrzymać.
Wypada to, tak trochę... nierówno.

Czas na czarne charaktery. Z nimi jest trochę tak, jakby wzięto Daryla Revoka z pierwszej części i rozbito go idealnie na pół. Mamy bezwzględnego Forestera, który chce wprowadzić swój "Nowy Ład" w społeczeństwie, oraz jego podopiecznego - Petera Draka, który jest po prostu psychopatycznym Skanerem.
Sama intryga niczym oryginalnym nie jest, ale takie werbowanie sobie armii Skanerów jest... cóż, fajne.
Sami telepaci wykorzystują swoje zdolności na kilka różnych, ciekawych sposobów, choć niebezpiecznie zbliżyło się to do terytorium komiksowych superbohaterów. Najbardziej podobała mi się finałowa walka Skanerów... znowu.

Problem pojawia się wtedy, gdy porównamy "Skanerów II" do części pierwszej. Wówczas zdamy sobie sprawę, że to w gruncie rzeczy ten sam film, tylko bez mroku i tajemniczości. To po prostu kino akcji z telepatami, gumowymi efektami specjalnymi i happy endem.
Tak, czy siak oglądało się to przyjemnie. Jeżeli pierwsza część nie przypadła komuś do gustu... niech da szansę "dwójce", bo jest prostsza i przystępniejsza.
Jeżeli tak jak ja, ktoś miał mało po filmie Cronenberga, też może dać  "The New Order" szansę, choć musi liczyć się z tym, że to już nie to samo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz