Tę recenzję przeprowadzę w dość nietypowy sposób. Zamierzam wypunktować i omówić poszczególne zagadnienia, bo jest ich bardzo dużo i nie mam pojęcia jak to wszystko złożyć w spójny tekst.
(Okropne streszczenie fabuły za 3...2...1...)
W skutek wydarzeń z "Imperium kontratakuje" Han Solo zostaje schwytany i odesłany na Tatooine, gdzie trafia w ręce gangstera Jabby. Na ratunek przychodzi mu Luke i reszta ferajny.
W międzyczasie w pobliżu lesistego księżyca Endor Imperium buduje nową Gwiazdę Śmierci, jeszcze większą i jeszcze potężniejszą od poprzedniej. Co więcej, Imperator we własnej osobie będzie nadzorować jej budowę.
Rebelianci nie tracą więc czasu i wysyłają mały oddział, aby zniszczył generator pola siłowego, które ochrania Gwiazdę, i umożliwił atak statkom kosmicznym.
Na powierzchni księżyca bohaterowie natrafiają na grupę małych niedźwiadków zwanych Ewokami i zyskują sobie ich wsparcie w walce z Imperium.
Ostatecznie drużyna się rozdziela, bowiem Luke samotnie musi stawić czoła Vaderowi i Imperatorowi...
1."Powrót Jedi" rzuca szeregiem nawiązań do "Nowej Nadziei". Otwierająca sekwencja jest identyczna, znów pojawia się Gwiazda Śmierci, a cały pierwszy akt dzieje się na Tatooine - to tylko niektóre z nich. Film robi to wszystko, aby stworzyć klamrę spinającą wszystkie trzy części ze sobą.
Ale czy ta klamra jest zrobiona dobrze?
Chwilami zbyt nachalnie - Gwiazdę Śmierci można było zastąpić czymkolwiek innym i historia wcale by na tym nie straciła, a wręcz pozbyła się jednej dziury fabularnej.
2.Pierwszym poważnym problemem "Powrotu Jedi" jest jego pierwszy akt, który jest kompletnie rozłączony z resztą historii. Han Solo miał zostać zabity pod koniec "Imperium kontratakuje", ale ostatecznie Lucas się na to nie zgodził.
Z jednej strony to ciekawy rozdział w historii bohaterów, którzy jednoczą się po gorzkim finale poprzedniego filmu. Poza tym, miło jest zobaczyć jakąś pomniejszą przygodę z ich udziałem, na pewno między filmami mieli takich mnóstwo.
Widzimy, że Luke stał się bohaterem, jakim miał się stać (choć może ten rozwój postaci odbył się zbyt szybko).
Czuć w tym segmencie ducha baśniowej przygody. Sam Jabba (który został pierwszy raz pokazany w tym filmie i walić Edycję Specjalną) i jego pałac ze wszystkimi swoimi elementami to bardzo baśniowe elementy uniwersum.
Z drugiej strony widzimy najbardziej nieudolną, naciąganą i absurdalną misję ratunkową. Cierpi na tym także narracja filmu, bo właściwa historia zaczyna się dopiero po ok. 40stu minutach.
3.Drugim poważnym problemem "Powrotu Jedi" są Ewoki.
Zacznijmy od tego, że samo ich istnienie w uniwersum "Gwiezdnych Wojen" nie jest złe. We "Władcy Pierścieni" mieliśmy posępne, szare i zniszczone Śródziemie, a w nim kolorowe Shire zamieszkałe przez sympatyczne małe ludziki. A ponieważ "Gwiezdne Wojny" to też baśń, porównanie to wydaje mi się być całkiem na miejscu.
Podoba mi się też fakt, że nie zrobiono z nich tylko maskotek i w realny sposób pomagają bohaterom. Walczą ze szturmowcami, budują te wszystkie katapulty - nie wiem co prawda jak i kiedy je wybudowali, ale niech będzie.
Trudny do przetrawienia jest jednak fakt, że te małe, uroczo wyglądające niedźwiadki spuszczają łomot elitarnym oddziałom Imperium. I w ramach baśni można to potraktować z przymrórzeniem oka, tylko, że po mrocznym "Imperium kontratakuje" to bardzo drastyczna zmiana tonu.
4. Wiemy już, że Darth Vader jest ojcem Luke'a, a tym samym opowiedziana przez Obi-wana historia w "Nowej Nadziei" jest kłamstwem. Choć wiele osób kręciło na to nosem, ja to rozumiem. Luke był jedyną osobą mogącą stać się Jedi i która mogła pokonać zarówno Vadera, jak i Imperatora.
W "Nowej Nadziei" dopiero rozpoczynał swoją "podróż", a informacja, że okrutny dyktator z kosmosu jest jego ojcem mogła nie mieć na niego najlepszego wpływu.
W "Imperium kontratakuje" zarówno Obi-wan jak i Yoda odciągali Luke'a od próby uratowania przyjaciół, bo wiedzieli, co Vader zamierza zrobić. Cała tajemnica mogłaby wyjść na jaw i Luke, który wówczas nie panował nad Mocą mógł ponownie źle to znieść i ostatecznie ulec Ciemnej Stronie. Zdradzenie mu prawdy na początku, gdy nie był gotowy było po prostu ryzykowne.
5. Imperator pojawił się na krótką chwilę w "Imperium kontratakuje", gdzie był grany przez brytyjskiego aktora Clive'a Revill. Tutaj zastąpił go Ian McDiarmid.
Imperator to satysfakcjonujący czarny charakter. Jest tajemniczy i przerażający, ale z drugiej strony zdarza mu się szarżować, ale w dobry sposób. Przy okazji jest niesamowicie pewny siebie i... podoba mi się to. Wiemy, że jest potężny. Może sobie na to pozwolić, co gorsza może mieć rację...
6. Daniem głównym jest, oczywiście, konfrontacja Luke'a z Vaderem i Imperatorem.
Myślę, że nazwanie tego finałem doskonałym nie będzie przesadą.
Bohater dosłownie wkracza do "Gniazda Złego" (Evil's Lair) o gęstej, mrocznej atmosferze kreowanej przez scenografię i muzykę. Wszystko ponownie sprowadza się nie tylko do konfliktu między postaciami, ale też wewnątrz nich. Luke chce zwrócić swojego ojca w stronę dobra, ale sam zmaga się z targającymi nim uczuciami. Vader wie, że być może będzie musiał zabić swojego syna. Pomiędzy nimi jest Imperator, który podjudza Luke'a jak dobry Mefistofeles. I kiedy mówił "na twoich przyjaciół czeka cały legion" to pewnie kłamał chcąc jeszcze bardziej rozzłościć Luke'a, poza tym przemawia za tym jego pewność siebie.
Walka na miecze jest w tym wszystkim kwestią drugorzędną. Gdy do niej dochodzi jest najkrótszą walką całej Trylogii, ale najbardziej naszpikowaną emocjami, zwłaszcza pod koniec. Te kilkadziesiąt sekund daje radę zamknąć w sobie wszystko to, co znaliśmy z dwóch poprzednich filmów.
7. "Powrót Jedi" można podzielić na trzy części. O pierwszej już mówiłem, druga dzieje się na Endorze. Bohaterowie muszą zakraść się do generatora, unikając przy okazji wojsk Imperium. Buduje to pewne napięcie, w końcu to misja "na tyłach wroga", ostatecznie prowadzi to do starcia na ścigaczach, które jest przyzwoitą sceną akcji (wiele osób bardzo to ceni), ale niczym rozkładającym na łopatki. Z chwilą pojawienia się Ewoków akcja wydaje się mocno zwalniać na dość długi okres czasu.
Emocje zaczynają się z nadejściem finałowej konfrontacji. "Powrót Jedi" ma jeden z najbardziej epickich i intensywnych trzecich aktów - bitwa w kosmosie, bitwa na powierzchni planety i konfrontacja Vaderem przeplatające się ze sobą. Krótko mówiąc, dzieje się bardzo dużo.
8. Szanuję "Powrót Jedi" za jego techniczny rozmach. Pod względem efektów specjalnych film jest wręcz monumentalny i wszystko jest wykonane perfekcyjnie.
Przede wszystkim postacie na drugim planie są różnorodne. Pałac Jabby to wręcz teatr Muppetów. Sam Jabba był kukłą kosztującą pół miliona dolarów. Ale się opłaciło. I jasne, służyło to głównie sprzedaży zabawek, ale jakość charakteryzacji robi wrażenie i dziś.
Starcia w kosmosie w "Imperium kontratakuje" robiły wrażenie, tutaj zostało to zrobione jeszcze lepiej. Dostajemy jedną wielką bitwę z udziałem dziesiątek statków i tak jak w przypadku tamtego filmu - wiedząc jak to zostało osiągnięte można zbierać szczękę z podłogi. IL&M przeszło samych siebie.
To, czego filmowi brakuje to swego rodzaju urozmaicenia. "Imperium kontratakuje" było interesującym wizualnie filmem, przedstawiającym oryginalne światy pełne obłędnie wyglądających scenografii. Tutaj mamy Endor, ale to tylko jeden wielki las. Zresztą umiejscowienie akcji w takiej scenerii też jest strzałem w stopę.
"Powrót Jedi" nie jest ani złym filmem, ani najsłabszym ogniwem Trylogii. Po prostu zostaje w cieniu "Imperium kontratakuje". Tamten film zrobił coś nieoczekiwanego - był mroczny i dojrzalszy od swojego poprzednika. Przy okazji "Powrotu Jedi" zrobiono mocny krok do tyłu pod względem tonu. Nie oznacza to jednak, że film źle zamyka wszystkie główne wątki. Robi to w sposób niemal bezbłędny.
Problemem filmu są dość kontrowersyjne posunięcia twórców i niedoszlifowany scenariusz. Są pewne drobiazgi, które mogą mocno kłuć w oczy, są też niewykorzystane okazje. Umiejscowienie akcji w jednym wielkim lesie to jedno, ale jest scena, w której Leia dowiaduje się, że jest siostrą Luke'a, a tym samym Darth Vader jest także jej ojcem. Film poświęca temu tylko jedną scenę, a potem jakby kompletnie o tym zapomina.
"Powrót Jedi" to bardzo dobre zakończenie.
Czy mogło być lepsze?
Oczywiście, że tak, ale mimo wszystkich swoich wad i pewnej naiwności daje radę w satysfakcjonujący sposób zamknąć wszystkie wątki. Daje rade dostarczyć najbardziej emocjonalne i dramatyczne sceny w całej Trylogii. I nawet jeśli ktoś będzie kręcić na Ewoki, na niepotrzebny trzeci akt, finałowa bitwa zrekompensuje mu wszystko z nawiązką. To film gorszy od "Imperium kontratakuje", ale tak samo dobry jak "Nowa Nadzieja".
Z jednej strony to ciekawy rozdział w historii bohaterów, którzy jednoczą się po gorzkim finale poprzedniego filmu. Poza tym, miło jest zobaczyć jakąś pomniejszą przygodę z ich udziałem, na pewno między filmami mieli takich mnóstwo.
Widzimy, że Luke stał się bohaterem, jakim miał się stać (choć może ten rozwój postaci odbył się zbyt szybko).
Czuć w tym segmencie ducha baśniowej przygody. Sam Jabba (który został pierwszy raz pokazany w tym filmie i walić Edycję Specjalną) i jego pałac ze wszystkimi swoimi elementami to bardzo baśniowe elementy uniwersum.
Z drugiej strony widzimy najbardziej nieudolną, naciąganą i absurdalną misję ratunkową. Cierpi na tym także narracja filmu, bo właściwa historia zaczyna się dopiero po ok. 40stu minutach.
3.Drugim poważnym problemem "Powrotu Jedi" są Ewoki.
Zacznijmy od tego, że samo ich istnienie w uniwersum "Gwiezdnych Wojen" nie jest złe. We "Władcy Pierścieni" mieliśmy posępne, szare i zniszczone Śródziemie, a w nim kolorowe Shire zamieszkałe przez sympatyczne małe ludziki. A ponieważ "Gwiezdne Wojny" to też baśń, porównanie to wydaje mi się być całkiem na miejscu.
Podoba mi się też fakt, że nie zrobiono z nich tylko maskotek i w realny sposób pomagają bohaterom. Walczą ze szturmowcami, budują te wszystkie katapulty - nie wiem co prawda jak i kiedy je wybudowali, ale niech będzie.
Trudny do przetrawienia jest jednak fakt, że te małe, uroczo wyglądające niedźwiadki spuszczają łomot elitarnym oddziałom Imperium. I w ramach baśni można to potraktować z przymrórzeniem oka, tylko, że po mrocznym "Imperium kontratakuje" to bardzo drastyczna zmiana tonu.
4. Wiemy już, że Darth Vader jest ojcem Luke'a, a tym samym opowiedziana przez Obi-wana historia w "Nowej Nadziei" jest kłamstwem. Choć wiele osób kręciło na to nosem, ja to rozumiem. Luke był jedyną osobą mogącą stać się Jedi i która mogła pokonać zarówno Vadera, jak i Imperatora.
W "Nowej Nadziei" dopiero rozpoczynał swoją "podróż", a informacja, że okrutny dyktator z kosmosu jest jego ojcem mogła nie mieć na niego najlepszego wpływu.
W "Imperium kontratakuje" zarówno Obi-wan jak i Yoda odciągali Luke'a od próby uratowania przyjaciół, bo wiedzieli, co Vader zamierza zrobić. Cała tajemnica mogłaby wyjść na jaw i Luke, który wówczas nie panował nad Mocą mógł ponownie źle to znieść i ostatecznie ulec Ciemnej Stronie. Zdradzenie mu prawdy na początku, gdy nie był gotowy było po prostu ryzykowne.
5. Imperator pojawił się na krótką chwilę w "Imperium kontratakuje", gdzie był grany przez brytyjskiego aktora Clive'a Revill. Tutaj zastąpił go Ian McDiarmid.
Imperator to satysfakcjonujący czarny charakter. Jest tajemniczy i przerażający, ale z drugiej strony zdarza mu się szarżować, ale w dobry sposób. Przy okazji jest niesamowicie pewny siebie i... podoba mi się to. Wiemy, że jest potężny. Może sobie na to pozwolić, co gorsza może mieć rację...
6. Daniem głównym jest, oczywiście, konfrontacja Luke'a z Vaderem i Imperatorem.
Myślę, że nazwanie tego finałem doskonałym nie będzie przesadą.
Bohater dosłownie wkracza do "Gniazda Złego" (Evil's Lair) o gęstej, mrocznej atmosferze kreowanej przez scenografię i muzykę. Wszystko ponownie sprowadza się nie tylko do konfliktu między postaciami, ale też wewnątrz nich. Luke chce zwrócić swojego ojca w stronę dobra, ale sam zmaga się z targającymi nim uczuciami. Vader wie, że być może będzie musiał zabić swojego syna. Pomiędzy nimi jest Imperator, który podjudza Luke'a jak dobry Mefistofeles. I kiedy mówił "na twoich przyjaciół czeka cały legion" to pewnie kłamał chcąc jeszcze bardziej rozzłościć Luke'a, poza tym przemawia za tym jego pewność siebie.
Walka na miecze jest w tym wszystkim kwestią drugorzędną. Gdy do niej dochodzi jest najkrótszą walką całej Trylogii, ale najbardziej naszpikowaną emocjami, zwłaszcza pod koniec. Te kilkadziesiąt sekund daje radę zamknąć w sobie wszystko to, co znaliśmy z dwóch poprzednich filmów.
7. "Powrót Jedi" można podzielić na trzy części. O pierwszej już mówiłem, druga dzieje się na Endorze. Bohaterowie muszą zakraść się do generatora, unikając przy okazji wojsk Imperium. Buduje to pewne napięcie, w końcu to misja "na tyłach wroga", ostatecznie prowadzi to do starcia na ścigaczach, które jest przyzwoitą sceną akcji (wiele osób bardzo to ceni), ale niczym rozkładającym na łopatki. Z chwilą pojawienia się Ewoków akcja wydaje się mocno zwalniać na dość długi okres czasu.
Emocje zaczynają się z nadejściem finałowej konfrontacji. "Powrót Jedi" ma jeden z najbardziej epickich i intensywnych trzecich aktów - bitwa w kosmosie, bitwa na powierzchni planety i konfrontacja Vaderem przeplatające się ze sobą. Krótko mówiąc, dzieje się bardzo dużo.
8. Szanuję "Powrót Jedi" za jego techniczny rozmach. Pod względem efektów specjalnych film jest wręcz monumentalny i wszystko jest wykonane perfekcyjnie.
Przede wszystkim postacie na drugim planie są różnorodne. Pałac Jabby to wręcz teatr Muppetów. Sam Jabba był kukłą kosztującą pół miliona dolarów. Ale się opłaciło. I jasne, służyło to głównie sprzedaży zabawek, ale jakość charakteryzacji robi wrażenie i dziś.
Starcia w kosmosie w "Imperium kontratakuje" robiły wrażenie, tutaj zostało to zrobione jeszcze lepiej. Dostajemy jedną wielką bitwę z udziałem dziesiątek statków i tak jak w przypadku tamtego filmu - wiedząc jak to zostało osiągnięte można zbierać szczękę z podłogi. IL&M przeszło samych siebie.
To, czego filmowi brakuje to swego rodzaju urozmaicenia. "Imperium kontratakuje" było interesującym wizualnie filmem, przedstawiającym oryginalne światy pełne obłędnie wyglądających scenografii. Tutaj mamy Endor, ale to tylko jeden wielki las. Zresztą umiejscowienie akcji w takiej scenerii też jest strzałem w stopę.
"Powrót Jedi" nie jest ani złym filmem, ani najsłabszym ogniwem Trylogii. Po prostu zostaje w cieniu "Imperium kontratakuje". Tamten film zrobił coś nieoczekiwanego - był mroczny i dojrzalszy od swojego poprzednika. Przy okazji "Powrotu Jedi" zrobiono mocny krok do tyłu pod względem tonu. Nie oznacza to jednak, że film źle zamyka wszystkie główne wątki. Robi to w sposób niemal bezbłędny.
Problemem filmu są dość kontrowersyjne posunięcia twórców i niedoszlifowany scenariusz. Są pewne drobiazgi, które mogą mocno kłuć w oczy, są też niewykorzystane okazje. Umiejscowienie akcji w jednym wielkim lesie to jedno, ale jest scena, w której Leia dowiaduje się, że jest siostrą Luke'a, a tym samym Darth Vader jest także jej ojcem. Film poświęca temu tylko jedną scenę, a potem jakby kompletnie o tym zapomina.
"Powrót Jedi" to bardzo dobre zakończenie.
Czy mogło być lepsze?
Oczywiście, że tak, ale mimo wszystkich swoich wad i pewnej naiwności daje radę w satysfakcjonujący sposób zamknąć wszystkie wątki. Daje rade dostarczyć najbardziej emocjonalne i dramatyczne sceny w całej Trylogii. I nawet jeśli ktoś będzie kręcić na Ewoki, na niepotrzebny trzeci akt, finałowa bitwa zrekompensuje mu wszystko z nawiązką. To film gorszy od "Imperium kontratakuje", ale tak samo dobry jak "Nowa Nadzieja".
Pamiętamy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz