Nazwisko poety pojawia się w napisach początkowych, tak jak i jego wiersz. Stylistycznie film nie odbiega od poprzedników. Sęk w tym, że fabuła filmu oparta została o "Przypadek Charlesa Dextera Warda" autorstwa Howarda Phillipsa Lovecrafta.
W 1665 roku, czarnoksiężnik Joseph Curwen zostaje spalony przez mieszkańców wioski Arkham. W chwili śmierci przeklina on swoich oprawców. Sto lat później do wioski przybywa jego pra-pra wnuk, Charles Dexter Ward, aby zamieszkać w zamku wraz z żoną.
Ward spotyka się z niechęcią ze strony miejscowych, w dodatku obraz pra-dziada zaczyna mieć na niego dziwny wpływ...
Są także ulice Arkham - ciasne, duszne, pokryte wieczną mgłą. Podoba mi się, że miasteczko zostało postawione w studiu, bo nawet, gdy bohaterowie są na zewnątrz, to wciąż ma się wrażenie jakby przebywali w zamkniętej przestrzeni.
Nie zabrakło tu Vincenta Price'a, który w zasadzie ma do odegrania podwójną rolę - Charlesa Dextera Warda i jego demonicznego pra-dziada, Josepha Curwena. Mój komentarz na temat jego roli wydaje mi się zbyteczny. Wiadomo - klasa.
Nie jest on jednak jedyną gwiazdą tego filmu. Mały występ zalicza tutaj Lon Chaney Jr, jako pomocnik Curwena. Niestety, nie ma on tu dużo do zagrania, przez większość czasu stoi po prostu gdzieś z boku.
Pomimo nazwiska Poe w tym filmie, jest to pierwsza w historii filmowa adaptacja Lovecrafta. Był to też mój pierwszy film z Vincentem Pricem, i był do dobry początek. Film broni się, zarówno jako osobne dzieło, adaptacja samotnika z Providence, jak i kolejna część "serii Poe".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz