niedziela, 28 sierpnia 2016

Kruk (1963) reż. Roger Corman

Każdy, kto zna Edgara Allana Poe, zna też jego najbardziej rozpoznawalne dzieło - wiersz pod tytułem "Kruk". Nie co dzień można zobaczyć filmową adaptację wiersza. Roger Corman pokazuje, że można.

Ok, może trochę przesadzam, bo podobnie jak inne filmy z serii Poe, ten również jest luźno oparty na motywach zaczerpniętych z dzieła poety.
Doktor Craven jest synem nieżyjącego już, wielkiego czarodzieja. Pewnego wieczoru przybywa do niego zamieniony w kruka doktor Bedlo. Prosi on o pomoc w odzyskaniu ludzkiej postaci i zemście na złym czarnoksiężniku - Skarabusie.
Nie rozpisując się zbytnio dodać mogę, że jest to maksymalnie kiczowata historia o czarownikach, podana z dużą dawką humoru. Tak, ten film jest komedią, w dodatku całkiem udaną. Powiem więcej, to najbardziej znany film z całego tego cyklu.

Lekkość fabuły wcale nie przeszkadza Cormanowi w żonglowaniu motywami z wiersza. Klimat chwilami, co prawda powiewa mrokiem, ale idzie bardziej w kierunku przyjemnego fantasy z pocieszną, komediową muzyką.

Aktorzy spisali się dobrze. Tylko dobrze. Vinnie Price chwilami ma frajdę z komedii, lecz przez większość czasu gra bez większego zaangażowania. Razem z nim powrócił Peter Lorre, w roli tchórzliwego doktora Bedlo. Mamy także Borisa Karloffa, jako doktora Scarabusa. Całkiem nieźle udaje mu się przechodzić z "czarującego starszego pana" w żądny władzy czarny charakter i, swoją drogą miło jest widzieć, że na starość wciąż przypadały mu role w solidnych produkcjach. Wiele innych gwiazd kina grozy lat 30-40 tyle szczęścia nie miało. Ale czym byłby "Kruk" Poego bez Lenore. W tej roli piękna Hazel Court i , matko, jakież z niej wredne babsko! Dla władzy i bogactwa zrobi wszystko.

Warto też wspomnieć, że widzimy tutaj młodziutkiego Jacka Nicholsona.
Efekty specjalne tutaj są - jakby to powiedzieć - umowne. Ale odnieść można wrażenie, że całe to tandeciarstwo jest zamierzone i idealnie komponuje się z całością.

Jedna rzecz, która mnie gryzła to, że gdzieś na początku trzeciego aktu akcja filmu zwalnia na jakiś czas potwornie i trzeba przebrnąć przez męczącą bieganinę po zamkowych korytarzach. 
Ale później film rekompensuje to z nawiązką pomysłowym i zabawnym pojedynkiem czarowników. 

Jak na adaptację E. A. Poe, to film jest dziwny. Nie jest to coś czego ktokolwiek by się spodziewał. Fani Poe zapewne będą w szoku, albo zawiedzeni, bo z wierszem nie ma to prawie nic wspólnego. Niemniej jednak jest to film godny uwagi. Aktorów, choć nie dają z siebie wszystkiego, ogląda się z przyjemnością, scenografie i zdjęcia są śliczne, a komedia wciąż działa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz