wtorek, 30 sierpnia 2016

Grobowiec Ligei (1964) reż. Roger Corman


Verden Fell pochował swoją żonę Ligeię. Twierdzi jednak, że że kobieta tak naprawdę nie umarła i wróci do niego.Pewnego dnia na cmentarzu spotyka piękną Rowenę - bliźniaczo podobną do Ligei. Para z czasem zakochuje się w sobie i bierze ślub. Niestety po tym wydarzeniu w zamku Verdena zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Wszystko wskazuje na to, że duch zmarłej szuka zemsty...

"Grobowiec Ligei" to w dużej mierze zestawienie ogranych chwytów i elementów znanych ze wszystkich poprzednich filmów cyklu. Mamy między innymi koszmary senne, samotnego ekscentryka z nadwrażliwymi zmysłami, demoniczną kobietę-upiora, fabuła sprawia wrażenie, że "gdzieś to już było". Film kończy się nawet obowiązkowym pożarem.
Z jednej strony, było to celowym zabiegiem stworzenia klamry spinającej całą serię ze sobą, ale z drugiem pozbawia filmu świeżości i oryginalności.
Cykl adaptacji E.A. Poe od Cormana cechowała różnorodność. Niemal każdy film był czymś innym. "Gobowiec..." wydaje się być jedynie ich echami.

Początkowo jednak całość całkiem się broniła. Vincent Price był rewelacyjny, a jego Verden ponownie przypominał bardzo książkowego Rodericka Ushera.
Wątek romansowy był uroczy i bardzo mi się podobał. Pojawiło się kilka klimatycznych scen, chociażby ta z hipnozą.
"Grobowiec..." jako pierwszy (i jedyny) w serii, posiada sceny kręcone na "świeżym powietrzu". I niektóre zdjęcia wyglądają naprawdę pięknie, jednak odniosłem wrażenie, że wyssało to nieco klimat poprzedników.
Rezydencja Verdena, choć szara i pokryta obowiązkowymi pajęczynami, wydawała mi się prosta i nienatchniona, a niekiedy nawet kopiowała lokacje z poprzednich filmów.

W pewnym momencie jednak "Gobowiec..." mocno zwalnia wyrzucając na powierzchnię męczącą i nieciekawą intrygę, z równie rozczarowującym finałem. Ostatnie 20 minut to typowe "demaskowanie oszusta" przeprowadzone w mało angażujący sposób.

Jako kolejny film cyklu "Gobowiec..." jest powtarzalny i mało klimatyczny, ale jeśli ktoś podejdzie do niego bez znajomości poprzednich filmów Cormana, to na pewno będzie się o wiele lepiej bawił.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz