wtorek, 30 sierpnia 2016
Armia Boga 3 - The Ascent (2000) reż. Patrick Lussier
Ostatnia część "Armii Boga" była startem dla beznadziejnego reżysera - Patricka Lussiea. Ten pan ma na swoim koncie gówniany sequel "Głosów", gówniany remake "My bloody Valentine" i obrzydliwie złą trylogię o Draculi.
Ku zaskoczeniu nikogo - "The Prophecy 3" to najsłabsza część trylogii.
Kontynuowane są tutaj wątki z "dwójki".
Danyael Rosales, syn Valerie, jest teraz kaznodzieją mówiącym o tym, że Bóg ma wszystko gdzieś, świat jest zły, ślepy, jesteśmy osamotnieni we wszechświecie i tak dalej.
Zostaje w końcu zastrzelony i zabrany do kostnicy, gdzie ożywa. Ma wizje pewnego miejsca na pustyni i tajemniczego Jezuso-podobnego anioła, który inicjuje zagładę ludzkości.
Danyael zmierza to owego miejsca, jednak ściga go anioł Zophael.
"The Prophecy 3" jest chyba najbardziej intensywną odsłoną trylogii. Wartkiej akcji jest tutaj całkiem sporo - walki, pościgi, skakanie po ścianach - ale jest ona bardzo "matrixowa", co przy okazji ukazuje główny problem całego filmu, jakim jest brak oryginalności.
Z tych ciekawszych pomysłów pozostają trzy rzeczy.
Pierwszą jest Gabriel, który w wyniku finału poprzednika został zamieniony w człowieka. Z antagonisty stał się pozytywnym bohaterem, ale nie stracił przez to swojego uroku. Mimo braku swoich mocy stara się pomóc Danyaelowi i nie boi się stanąć na drodze kilkaset razy silniejszemu aniołowi.
Zophael jest głównym antagonistą. Ciekawe w kontekście tej postaci jest to, że jest praktycznie odbiciem Gabriela. Poza tym posiada on kilka ciekawych zdolności.
Gdy film zestawia tę dwójkę ze sobą, widzimy kontrast między tym jaki Gabriel był, a jakim stał się obecnie.
"The Prophecy 3" nie wykorzystuje w pełni w pełni swojej intrygi, a wręcz zdaje się umniejszać wadze tego, co się dzieje. Ktoś tu chce obalić SAMEGO BOGA! Jak zajebiste rzeczy można by z tym zrobić, a dostajemy tylko szczyptę.
Ale przynajmniej klimat został zachowany, choć muzyka uległa dość sporej zmianie. Więcej w niej elektrycznych dźwięków, stara się być bardziej epicka... nie przeszkadzało mi to zbytnio. Podobały mi się także różne drobne nawiązania do części pierwszej w postaci szkieletu anioła, sceny w zajeździe, czy dorosłej już Mary.
Całość zrealizowana jest całkiem sprawnie, zwłaszcza gdy popatrzy się na późniejsze osiągnięcia Lussiera. Wszystko jednak rozbija się o fabułę, która zwyczajnie nie wykorzystuje swojego potencjału, a wręcz miejscami wydaje się być pocięta.
Niemniej jednak, podobnie jak przy okazji części drugiej, mam pewien sentyment do tego filmu i mógłbym go już określić mianem Guilty Pleasure.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz