wtorek, 30 sierpnia 2016

Silent Hill: Revelation (2012) reż. Michael J. Bassett

Na "Silent Hill: Revelation" trafiłem przypadkiem na jednym z maratonów grozy. Choć bawiłem się na nim całkiem nieźle, ni w ząb nie byłem w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Po nadrobieniu części pierwszej i odświeżeniu go sobie zacząłem rozumieć, czemu wszyscy tak bardzo tego filmu nienawidzą.

Film zaczyna się od nastoletniej Sharon... która mieszka z ojcem. Od lat uciekają, zmieniają swoje personalia, i tak dalej... ale, przed czym uciekają?
Sharon, nazywa się teraz Heather i ciągle miewa makabryczne halucynacje, a w jej snach pojawia się Alessa i mówi jej, że nie wolno jej iść do Silent Hill.
Film na starcie wprowadza kurewskie zamieszanie względem finału poprzednika. Co takiego zdarzyło się między tymi filmami, że Sharon wróciła, a jej matka nie. Ciągle zadawałem sobie różne pytania... aż dostałem na nie odpowiedź.

Otóż...
Rose, matka Sharon rozbiła jakąś pieczęć, odesłała mężowi nic nie pamiętającą córeczkę i kazała mu ją chronić przed niejakim Zakonem Valtiel, na czele którego stoi albinotyczna Claudia Wolf, siostra Christabelli z pierwszego "Silent Hill". I "Revelations" stara się nam wmówić, że Zakon i religijni fanatycy z poprzedniego filmu to jedno i to samo, chociaż ewidentnie widać, że wcale, kurwa, nie. Christabella i jej świta byli po prostu sfiksowanymi fanatykami, cytującymi Biblię jak pojebani, a nie kultem pragnącym narodzin Boga na Ziemi. Swoją drogą, matką dla tego Boga ma być właśnie Alessa. Ta demoniczna dziewczynka, którą kazali spalić na stosie. Alessa wtedy rozbiła się na dwa byty. Sharon jest jej dobrą stroną i musi wrócić do Silent Hill, aby połączyć się z tą złą i pałającą nienawiścią... ułóżcie sobie to wszystko w głowie i powiedzcie sami jak bardzo to nie ma sensu.
Oczywiście ojciec Sharon zostaje porwany, a dziewczyna, wbrew wszelkiemu rozsądkowi rusza mu na ratunek... i oczywiście daje dupy i wszystko odkręcać musi Deus ex Machina, czytaj: Pyramid-head.

Jeśli cokolwiek z tego załapaliście, to jesteście naprawdę dobrzy. A teraz do rzeczy...
Nie wiem, jak dużo "Silent Hill: Revelation" zaczerpnął z gier, ale twórcy musieli być ogromnymi fanami "Hellraisera".
Przede wszystkim, film wywala nastrojowe, gotyckie kino grozy i zastępuje je absurdalna rozwałką pełną krwi i flaków. I na pozór nie ma w tym nic złego, ale niczym to nie przypomina pierwszego "Silent Hill".
Scenariusz to jeden wielki bałagan. Na początku zostajemy kompletnie skołowani, przez długi czas nie wiemy co, jak, gdzie, kiedy i dlaczego, aż film postanawia wysypać całą ekspozycję w jednej, góra dwóch scenach. Bohaterowie dosłownie tłumaczą wszystko, co miało miejsce do tej pory, i co dopiero będzie się działo, a później fabułka jakoś, kolejnymi absurdami zostaje popychana naprzód. Krótkie pojawienie się Rose na początku jest idealnym przykładem lenistwa scenarzystów. Kobitka pojawia się, rzuca ekspozycją i znika.

Claudia Wolf jest słabym czarnym charakterem. To rozwodniona wersja Christabelli, która jest także... Cenobitką...? Jej plan nie ma zbyt wiele sensu, ona sama jest nudna i płytka.
Motywacja głównej bohaterki też jest kompletnie do dupy. Heather/Sharon jest uparta jak osioł. Wszyscy mówią jej, że nie może wrócić do Silent Hill, na co ona bez przerwy powtarza jak zacięta płyta, że musi ratować tatę. Musi i koniec. I, oczywiście po drodze robi wszystko to, czego Zakon od niej oczekuje.

Pojawia się kilka znanych z poprzedniej części potworków, plus jeszcze kilka, których nie widzieliśmy. Wszystkie wyglądają super (poza jednym), ale ponownie wydają się one być tylko dodatkiem do historii i nie pełnią w niej żadnej większej roli.
Pewnie gdybym miał jakiekolwiek emocjonalne podejście do gier, wkurwiłbym się na niego nieopisanie. "Revelation" to bardzo zły film, o pokracznym wręcz scenariuszu... ale skłamałbym mówiąc, że się na nim dobrze nie bawiłem. Po złapaniu dystansu doceniłem gore i surrealistyczną atmosferę. Technicznie film wygląda dobrze, jest intensywny i nie nudzi. Jest głupi jak cholera, ale oferuje sporo krwawej jatki.
Nie polecam go nikomu. To tylko i wyłącznie Guilty Pleasure.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz