środa, 7 grudnia 2016
Demony 2: L'incubo ritorna (1986) reż. Lamberto Bava
Rok po sukcesie swojego pierwszego filmu, Lamberto Bava idzie za ciosem i serwuje nam "Demoni 2: L'incubo ritorna"!
Tym razem nasze rzygające na zielono stworki postanowiły dokonać inwazji na luksusowy apartamentowiec. W telewizji leci film o grupce nastolatków badającej strefę, w której kiedyś pojawiły się demony... Chyba chodzi o kino z poprzedniej części. Przez przypadek ożywiają jednego z demonów i ten wyskakuje z telewizora rozpoczynając rozpierduchę.
Mimo zmiany lokacji schemat pozostaje ten sam. Bava nie kusi się na żadną oryginalność i powiela wiele swoich pomysłów. Aktorzy powracają by odegrać prawie to samo. Inne postacie - te same charaktery. Znów jakaś dwójka zagubi się w tym wszystkim i będą się ukrywać w wentylacji. Znów na końcu zostanie jeden facet, który nagle zmienia się w bohatera kina akcji i jego dziewczyna. Pojawi się nawet banda gnojków jadące po mieście... tylko, że ten wątek jest tu kompletnie bezcelowy. Znów z ciała jednego z demonów wyjdzie jakiś stwór.. tym razem będzie to pocieszny gremlin... i to nie jest dobry efekt.
Bavie zdarza się odtwarzać nawet te same ujęcia.
Generalnie dostajemy tę samą zadymę, co w pierwszym filmie, tylko na troszkę większą skalę, z nieco innym klimatem i niestety bez tej dawki zajebistości. "Demons 2" jest już trochę lepszy od strony gry aktorskiej i nie zdarzają mu się absurdalnie przedramatyzowane momenty. I jak dziwnie by to nie zabrzmiało... szkoda.
Niemniej jednak, klimat wciąż jest świetny. Tym razem zamiast kolorowych lampek, młody Bava sięga po mocne cienie rodem z filmów noir. Muzyka Simona Boswella i Caduty Massiego jest na równi z motywami Simonettiego z części poprzedniej - szalona, odpowiednia do niezobowiązującej rozwałki. Wszelkiej maści piosenek pop przewala się tu od groma. Zajmują one jakieś 3/4 całego soundtracku. Nie ukrywam, sprawdziły się.
"Demons 2" to solidna rozwałka i dobry film... tylko nie tak dobry jak poprzednik. Bo to w gruncie rzeczy to samo tylko trochę inaczej. Element zaskoczenia już tu niestety odpada. Poza tym, film miejscami przypominał mi drugiego "Obcego", ale można to uznać za subtelne nawiązanie, aniżeli zrzynkę.
Jeśli polubiliście część pierwszą, to dwójkę możecie łyknąć bez problemu. To wciąż kupa frajdy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz