sobota, 17 grudnia 2016

Cellar Dweller (1988) reż. John Carl Buechler


Przykro mi, że blog został przeze mnie zaniedbany, ale miałem dużo obowiązków na studiach, a co za tym idzie - nie miałem sił i chęci do oglądania czegokolwiek. O przepisywaniu starych recenzji nie wspomnę...

Niemniej jednak, udało mi się coś obejrzeć za sprawą koła filmowego, na które uczęszczam. "Cellar Dweller" wydany przez Empire Pictures (późniejsze FullMoon) opowiada o młodej rysowniczce komiksów - Whitney Taylor, która wynajmuje mieszkanie swojego idola, zmarłego przed trzydziestoma laty Colina Childressa. Trafia w otoczenie innych ekscentrycznych artystów. Wszystko byłoby OK, gdyby nie to, że Childress był w posiadaniu pewnej, dziwnie przypominającej Necronomicon (wrócę do tego) księgi, która sprawiała, że jego rysunku ożywały. Whitnej znajduje owo stare tomiszcze i narysowany przez nią stwór ożywa...

Od jakiegoś czasu czytam komiksy i taka tematyka horroru bardzo mi spasowała. Baa, po pierwszej scenie byłem nastawiony pozytywnie. Jeffrey Combs to zawsze dobra rozrywka, a animatronika potwora, mimo iż gumowa, to cieszyła oczy i jak na standardy kina klasy B była imponująca. Niestety wszystko to kończy się po 10ciu minutach, zaczyna się właściwa historia i... otrzymujemy boleśnie nudny i casualowy horror, w którym bohaterowie są nijacy, w najlepszym przypadku irytujący, klimat jest szczątkowy a wiele scen to jedynie zapychacze między jednym zgonem, a drugim.

A nie musiało tak być. Pomysł był interesujący i mógł zostać eksplorowany... jakkolwiek!
Demon był wykonany kiczowato, ale cieszył oko. Jedyna w filmie scena gore również była przyjemnie tandetna. Chciałbym, żeby było tego więcej!
Zdjęcia choć dość proste, to miały miejscami ambicje na coś "artystycznego". Strona wizualna nie była taka zła, grała zimnymi kolorami.
Muzyka z kolei kojarzyła mi się z kompozycjami Howarda Shore'a i brzmiała naprawdę klimatycznie.

Baza na dobry horror w tym wszystkim była, zabrakło jedynie fabuły.
Przez większość czasu nic ciekawego się nie dzieje, a gdy przychodzi trzeci akt, bohaterka nagle, znikąd dostaje olśnienia, że to wszystko przez demoniczną księgę, i że to właśnie ona zabiła Childressa 30 lat wstecz...
Bohaterka nagle wie czym jest księga i jak powstrzymać złe moce. Po prostu wie, bo trzeba jakoś doprowadzić tę historię do finału.

"Cellar Dweller" wydawał mi się z początku nieco "Lovecraftowski", głównie przez nawiązania do filmów Stuarta Gordona (w tle można zobaczyć plakat "Re-Animatora"). Naprawdę niewiele brakowało, żeby wyszło zjadliwe i zabawne B.
Wszystko jednak topi się pod metrem nudy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz