sobota, 19 listopada 2016
Szejk (1921) reż. George Melford
Rudolph Valentino był swego czasu bożyszczem kobiet. Baa, panował ogólny pierdolec na jego punkcie. Tak ogromny, że gdy ten zmarł przedwczesną śmiercią, to panie chciały się zabijać nad jego grobem. Wszystko to jednak skądś się musiało wziąć. Sprawcą tego był w dużej mierze właśnie "Szejk", w którym Valentino odegrał swoją najpopularniejszą rolę.
Poznajemy brytyjska dziewczynę, Dianę. Postanawia się ona wybrać na podróż po Saharze. Dzień przed rozpoczęciem wędrówki, zapoznaje w kasynie szejka Ahmeda Ben Hassana. Wpada mu w oko i ten postanawia, podczas jej wyjazdu, porwać ją.
Swój fenomen film zawdzięcza postaci tytułowego szejka, który był władczy, dziki, niebezpieczny, przystojny i porywał kobiety. Panie pokochały to pokochały.
Jednak co takiego było w samym Rudolphie, tego nie jestem w stanie zrozumieć. Zagrał on bardzo mocno średnio, żeby nie powiedzieć słabo. Gdy stara się być zły, wygląda jak szczerzący się psychol. Nie ma w tym nic naturalnego. Niestety, ładna buźka to nie wszystko... przynajmniej dla mnie.
Doceniam, że twórcom chciało się targać za sobą kamerę na sam środek pustkowia, co w tamtych czasach łatwe bez wątpienia nie było. Co więcej, nakręcili kilka scen batalistycznych. Krótkich, ale jednak.
"Szejk" to archetypiczne wręcz romansidło, ale z całkiem ładną oprawą. Takich filmów powstało później multum, ale dałem radę przymknąć oko na banalność fabuły i seans był całkiem przyjemny. To film, który chyba bardziej przypadnie do gustu żeńskiej części widowni, choć trzeba spojrzeć prawdzie w oczy - postarzał się.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz