sobota, 5 listopada 2016

Dlaczego Christopher Nolan jest komiksowy, a jego realizm to bzdura?

Zdaję sobie sprawę z tego, że temat, który poruszam jest nieaktualny od bardzo dawna, jednak dopiero od niedawna zaczęło mnie go "gryźć". Kiedyś zrecenzowałem "Trylogię Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana. Wtedy jednak nie czytałem jeszcze komiksów o Batmanie. Teraz za to czuję się nieco bardziej kompetentny do wywnioskowania tego oto wpisu.

Rozchodzi się o rzekomy "realizm" w "Batmanach" Nolana, który był tak samo skrajnie wychwalany jak i krytykowany. "Mroczny Rycerz" był dla wielu za "mało komiksowy".
Ja na to powiem tak:
Bzdura!

Nolan nie jest ani realistyczny, ani za mało komiksowy. Wprost przeciwnie. Bardzo wiernie zaadaptował on wiele elementów z takich komiksów jak "Batman - Rok Pierwszy", "Długie Halloween", "Zabójczy Żart" i "Powrót Mrocznego Rycerza".

Zacznijmy od pierwszej, najbardziej oczywistej rzeczy - od zderzenia z wizją Burtona.
Tim Burton w 1989 roku skonstruował Batmana praktycznie od zera, ściągając tylko to i owo z "Zabójczego żartu" (jedynego komiksu, który w życiu przeczytał). Będąc wielkim fanem starego kina, zaczerpnął inspiracje właśnie stamtąd. "Batman" to hołd dla kina lat 50tych, mieszający w sobie stylistykę filmów noir z gotykiem brytyjskiej Wytwórni Hammer. Był to film zarówno bardzo tradycyjny i klasyczny, jak i niesamowicie świeży. Ponad wszystko jednak - był on odrealniony. I właśnie w zderzeniu z tym odrealnieniem, prosta forma filmów Nolana jawi się jako niesamowicie realistyczna.

Użyłem terminu "prosta", bowiem nie jest ona niczym stylowym. Nolan większą wagę przyłożył do scenariusza, intrygi i bohaterów. Gotham wygląda u niego dość "zwyczajnie"... ale co w tym złego? W adaptacjach Marvela miasta również wyglądają stosunkowo normalnie. Co więcej, gotycki wystrój Gotham przeniknął do komiksów dopiero po filmie Burtona... tak jak zresztą wiele innych, teraz nierozdzielnie związanych z postacią Gacka elementów.

Nolan tak naprawdę przenosi na ekran klimat komiksów Franka Millera. "Batman - Początek" jest taką luźną adaptacją "Roku Pierwszego". W obu przypadkach Gotham jest po prostu brudnym, szaro-burym, nieprzyjaznym miastem zdominowanym przez przestępczość. Tak było we wspomnianym "Roku Pierwszym", tak było w "Powrocie Mrocznego Rycerza"
(który, żeby było ciekawiej, był wizją dystopijną, może nawet ocierającą się o postapo).

Przejdźmy teraz do postaci protagonisty.
Czemu Nolan musi być taki poważny, wręcz smętny?
Wynika to tylko i wyłącznie z samej postaci Bruce'a Wayne'a. To ktoś zupełnie inny niż Steve Rogers, czy Tony Stark. Jego historii nie da się pokazać w kolorowy sposób, skupiając się na nim.
Powód jest prosty - Bruce Wayne jest człowiekiem chorym psychicznie. Ukształtowały go traumy z dzieciństwa, które z czasem urosły do rangi obsesji. To szaleniec, zmagający się z innymi szaleńcami. Śledząc tę postać, poznając ją "od podszewki" nie da się zrobić optymistycznego filmu. I wbrew pozorom, wszystkie komiksy skupiające się na Waynie są bardzo ciężkie w odbiorze i bardzo depresyjne.
U Burtona, Bruce Wayne jest postacią o wiele bardziej tajemniczą. Informacji o nim dostarcza nam kontekst, ale nie zagłębiamy się w żadnym stopniu w to, co siedzi w jego głowie... i stąd drastyczna różnica pod względem tonu.

Następna w kolejce jest zbroja oraz Batmobil, przez wielu krytykowane w dwóch pierwszych filmach trylogii.
Bruce Wayne, przygotowując się do swojej krucjaty przeciwko przestępczości kompletował arsenał ze wszystkiego, co było pod ręką. Miał pod ręką czołg, więc posługiwał się czołgiem. To nie wynika z realizmu, tylko z logiki.
A zbroja? Burton wprowadził ją jako pierwszy. Co więcej, w "Roku Pierwszym" strój Batmana też wyglądał dość prosto i ten z czasem go udoskonalał. W filmach Nolana było dokładnie tak samo. Odzwierciedlało to także ewolucję bohatera, który nabierał doświadczenia.

Drążąc dalej "Batman - Początek" odnajdziemy Scarecrowa i jego toksynę strachu. Motyw ten jest również żywcem wyjęty z komiksów. Czy naprawdę można mówić o realizmie w takiej sytuacji?
I skoro już przy tym jesteśmy - to samo tyczy się latania za pomocą peleryny, będącego dla wielu odstępstwem od rzekomego realizmu.
Nie ma realizmu - nie ma odstępstwa.

Jest jeszcze jedno drobne nawiązanie, o którym chciałbym wspomnieć. Pierwsze sceny "Batman - Początek" i wszystko związane z Ligą Cieni kojarzy mi się mocno z "Mieczem Azraela", gdzie również pojawiały się mityczne motywy, kryjówka w górach, a ideologia ligi jest bardzo podobna do postępowania tytułowego Azraela. Zresztą nie tylko jego. Taką brutalnością charakteryzował się także Reaper z "Roku Drugiego", który podobnie jak Ra's Al Ghul chciał aby Bruce był jego następcą.

Nadeszła pora na "Mrocznego Rycerza", który z kolei był luźną adaptacją kontynuacji "Roku Pierwszego", czyli "Długiego Halloween". W owym komiksie mafia Gotham zatrudniała superzłoczyńców do wykonywania różnych zadań. W filmie Nolana mafia również zatrudnia, ale tylko Jokera, aby ten wyeliminował Batmana.

Chciałbym się tutaj zatrzymać i przyjrzeć się uważnie klauniemu księciu zbrodni.
Joker w filmie opowiada różne wersje swojej przeszłości. Jest to bezpośrednie nawiązanie do "Zabójczego żartu", gdzie Joker przyznaje, że zdarza mu się pamiętać swoją przeszłość na kilka różnych sposobów.
Co więcej, jego celem jest skłonienie ludzi do zniżenia się do jego poziomu. To dokładnie to samo, co robił z Jimem Gordonem w komiksie Moore'a tylko na o wiele większą skalę.

A teraz dla kompletnych laików:
Rodziny mafijne Falcone'ów i Maronich również są wyjęte z kart komiksów. To samo tyczy się kampanii "Wierzę w Harvey'a Denta".
Naśladowcy Batmana, pojawiający się na początku filmu odnoszą się zapewne do gangu Synów Batmana, pojawiającego się w "Powrocie Mrocznego Rycerza".

Film rozmija się z komiksem na etapie genezy Two-face'a. U Nolana ma ona charakter bardziej symboliczny, miała ona świadczyć o triumfie Jokera. Dent mści się, podobnie jak w "Długim Halloween" jednak na policjantach, którzy wystawili jego i jego ukochaną, a nie na mafiozach, którzy go oszpecili.

"Mroczny Rycerz powstaje" ma najmniej istotnych nawiązań do komiksu. Jestem w stanie wymienić dwa.

Geneza Bane'a jest zupełnie inna, aczkolwiek motyw dorastania w więzieniu został ściagnięty z "Vengeance of Bane", będącego prequelem do "Knightfall".
(Nawiasem mówiąc - owo więzienie nie było dziurą w ziemi, tylko mieściło się na odległej wyspie.)
Z samym "Knightfall", trzecia odsłona Nolanowskiej trylogii dzieli jeszcze tylko scenę, w której Bane przetrąca Batmanowi kręgosłup, a także wypuszczenie kryminalistów z więzienia.

Bruce Wayne w wyniku zakończenia "Mrocznego Rycerza" przestaje być Batmanem. Nie może jednak znieść własnej bezczynności w obliczu nowej fali przestępczości i postanawia przerwać superbohaterską emeryturę - to oczywiście znowu Frank Miller ze swoim "Powrotem Mrocznego Rycerza".

Motyw stawania się symbolem jest autorskim pomysłem Nolana, ale bardzo dobrze oddaje naturę Batmana.
Batman zawsze gdzieś tam jest w ciemnościach i noc w noc strzeże miasta. W komiksach obsesja ta przyczyniła się do jego wielkiej klęski w "Knightfall" i do kontynuowania walki na starość w komiksie Millera.
Myślę, że Nolan jest postrzegany przez wielu jako realistyczny także z innego powodu. Batman jako superbohater jest najbardziej wiarygodny ze wszystkich, głównie przez swoja chorobę psychiczną. Ponieważ kierują nim obsesje, jesteśmy w stanie o wiele bardziej uwierzyć w to, że ten przebiera się w strój nietoperza i gania tak po mieście.

Zanim jednak przejdę do podsumowania, chciałbym zwrócić uwagę na relację Bruce'a ze swoim lokajem Alfredem.
Alfred opiekował się Brucem od małego i był dla niego namiastką ojca. W komiksach, u Burtona, a także w animacjach relacja ta była bardzo subtelna i minimalistyczna. Nolan postanowił pójść w przeciwnym kierunku i rozszerzył ją. Rozmawiają ze sobą znacznie więcej, jednak "esencja" tej relacji została zachowana.
Czemu o tym wspominam?

Christopher Nolan dokonał wiernej komiksom adaptacji postaci Człowieka-nietoperza, podobnie jak robił to Marvel.
Ilość motywów wyjętych żywcem z komiksów jest ogromna i tylko gdy odrzucimy "realizm", wszystko nabierze więcej sensu i wiarygodności. Wątpię, by ktoś tak dotkliwie poparzony jak Two-face był w stanie normalnie funkcjonować. Dzięki temu także toksyna strachu i latanie za pomocą peleryny nie jest rażące.
Znane motywy zostają przedstawione kreska w kreskę jak w komiksach, lub w inny, czasem bardziej rozbudowany sposób, jednak ich "wymowa" i sens pozostają takie same.
Nie ma tu ani przesadnego filozofowania, czy patosu. Ton wynika z tego jaka postacią jest Bruce Wayne - tragiczną, szaloną i pesymistyczną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz