poniedziałek, 5 września 2016
Upiór w operze (1925) reż. Rupert Julian
Ostatnimi czasy postanowiłem zrobić na blogu mała retrospektywę. Jej tematem będą przeróżne filmowe adaptacje powieści Gastona Leroux - "Upiór w operze".
Pierwsza adaptacja "Upiora..." została nakręcona przez Ruperta Juliana dla wytwórni Universal.
Grany przez Lona Chaneya Erik jest zdeformowanym mieszkańcem podziemi Paryskiej Opery. Zakochuje się w śpiewaczce Christinie Daae i postanawia nauczyć ją śpiewu. Następnie sabotuje operę, dając tym samym dziewczynie szansę na wybicie się. Wszystko jednak daje w łeb, gdy Erik postanawia pokazać się swojej wybrance serca.
Tak mniej więcej wygląda fabuła tego, naprawdę udanego filmu. Ze wszystkich adaptacji "Upiora...", tę cenię sobie najbardziej.
Niemy klasyk wyprzedził udźwiękowione gotyckie horrory Universala. Podobnie jak przy wielu innych niemych filmach wrażenie robi jego "organiczność" - olbrzymie scenografie i sceny masowe.
"Upiór..." może też pochwalić się naprawdę klimatycznymi i mrocznym zdjęciami. Nie jest to może arcydzieło, ale są solidne i... powiedzmy sobie wprost - ta poniszczona taśma filmowa dodaje całości klimatu. To jeden z tych filmów, które najlepiej wypadają w czerni i bieli.
Jako ciekawostkę należy dodać, że sekwencja balu maskowego została nakręcona w kolorze.
Postać Erika jest jedną z najbardziej ikonicznych ról w karierze Lona Chaneya. Bez niego "Upiór..." pewnie nie byłby tak wielkim sukcesem.
Make-up, którego sam był autorem sprawiał, że kobiety w kinach mdlały, a i dziś robi wrażenie jakością wykonania.
Ale charakteryzacja to nie wszystko. Jego gra aktorska to czysta klasa. Nawet wtedy, gdy go nie widać, potrafi oczarować widza najprostszym gestem dłoni.
Erik w filmie Juliana jest kompletnie pogubiony. Nie potrafi rozróżniać dobra i zła i zwyczajnie nie wie co ma ze sobą zrobić. To tragiczna postać, którą ponoszą złe impulsy. I Chaney oddaje to wszystko perfekcyjnie. Nikt później nie wykreował tak wyrazistego Upiora.
Czarny charakter to istna perła, ale fajnie by było gdyby główni bohaterowie byli równie dobrze zarysowani. Niestety, Christine i Raoul są kompletnie bezbarwni i po seansie nikt nie będzie ich w ogóle pamiętać.
Film Juliana to sprawnie zrealizowany gotycki film grozy i chyba najlepsza adaptacja powieści Leroux'a. Lona Chaneya nic nie jest w stanie przebić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz