sobota, 10 września 2016

Trancers 5: Sudden Deth (1994) reż. David Nutter


Piąta i ostatnia odsłona serii (udajmy, że szóstka nie istnieje) jest bezpośrednią kontynuacją "Jack of Swords".

Pierwsze 10 minut to retrospekcja części poprzedniej, więc zostaje nam trochę ponad 50 minut nowego materiału.
Minął miesiąc. Jack nadal jest uwięziony w świecie Orpheus, gdzie pomaga w walce z Trancerami. I to pomaga pierwszorzędnie, bowiem słudzy Calibana zmuszeni zostali do ucieczki do podziemia.
Teraz jednak Jack musi udać się do Zamku Nieubłaganego Terroru, by odnaleźć sposób na powrót do swojego świata.
W międzyczasie Caliban zostaje wskrzeszony i przygotowuje się do kolejnej bitwy ze Szczurami Tunelowymi.

Jeśli ktoś nie polubił "czwórki", trudno by i do tego filmu zapałał sympatią. To ciąg dalszy tej samej historii w tym samym tonie i tym samym klimacie. Humoru wciąż jest dużo, a akcja pozostaje przyjemnie kiczowata.
Tim Thomerson i Clabe Hartley znów są rewelacyjni.
Nic się tu za bardzo nie zmieniło i wydaje mi się, że oba filmy powstawały równolegle, ewentualnie jako całość, którą podzielono na dwa filmy, bo pieniążki.

Nie można się jednak pozbyć wrażenia, że miejscami akcja przebiega zbyt szybko. Jak na Zamek Nieubłaganego Terroru mało w nim tego nieubłaganego terroru. Bohaterowie muszą zmierzyć się z pięknymi tancerkami, które chcą ich zagłodzić, wielką łapą z sufitu, potem Jack przestrasza bandę zombie, a na koniec toczy pojedynek ze swoim doppelgangerem.

Finał jest dramatyczny, ze sporą dawką napięcia, tylko... całkiem krótki.

Kto polubił "Jack of Swords" polubi i to. Jako zakończenie serii, "Sudden Deth" jest przyzwoitym filmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz