sobota, 10 września 2016
Koszmar z ulicy Wiązów 3: Wojownicy snów (1987) reż. Chuck Russel
"Zemsta Freddy'ego" przyniosła olbrzymi zysk, ale mocno wkurzyła fanów. Producenci w New Line Cinema mieli wyrzuty sumienia i zaczęli przygotowywać... kolejny sequel, czyli "Wojowników snów".
Kristen Parker jest prześladowana przez Freddy'ego Kruegera. Po jednym ze swoich koszmarów budzi się w łazience z żyletką w dłoni i rozciętymi nadgarstkami. Jej matka interpretuje to jako próbę samobójczą i umieszcza dziewczynę w pobliskim zakładzie psychiatrycznym.
Tam Kristen odkrywa, że nie jest jedyną osobą prześladowaną przez Kruegera. Jest cała grupa nastolatków pochodząca z ulicy Wiązów, która walczy o przetrwanie w swoich snach.
Freddy nie jest ich jedynym przeciwnikiem. Personel szpitala dba o to, aby nikt nie spędził bezsennej nocy, przy okazji pozostając ślepym na wszelkie, nawet najbardziej niewytłumaczalne zjawiska.
Ale bohaterowie nie będą sami w tej walce. Na ratunek przybywa im znana z pierwszej części Nancy Thompson...
Przy okazji "Wojowników snów" twórcy byli bardzo ostrożni w tym, co robią. W pracę nad scenariuszem zaangażowano Wesa Cravena, a spośród znajomych twarzy powróciła Heather Langenkamp i John Saxon.
Film powraca do znanej z pierwszego "Koszmaru..." wizualnej grozy. Freddy uczynił eliminowanie młodzieży w snach bardziej wymyślnym inspirując się ukrytymi pragnieniami i lękami swoich ofiar.
Fabuła zmierza bardziej w kierunku filmu przygodowego/fantasy. Bohaterowie wykorzystują swoje specjalne umiejętności, jakie posiadają w snach, żeby walczyć z Freddym. Na papierze to prezentuje się dziwnie, ale "Wojownicy snów" dbają cały czas o to, by widz nie zapomniał, że ogląda horror.
Wszystkie szalone wizje twórców zostały bezbłędnie przeniesione na ekran. Debiutujący wówczas Chuck Russel zadbał o to, żeby film wyglądał obłędnie, mimo swojego niewielkiego budżetu. Część efektów specjalnych zestarzała się bardzo dobrze, inne trzymają się nawet dzisiaj, a od scenografii bije oniryczna atmosfera.
Poza tym, uważam, że trzeci "Koszmar..." jest filmem z lekka "komiksowym".
Angelo Badalamenti swoimi kompozycjami starał się bardzo nawiązać to kompozycji Bernsteina z pierwszego filmu. Muzyka grana na syntezatorach jest intensywna i doprawiona dostateczną ilością surrealizmu.
Kreatywny scenariusz posiada także grupę sympatycznych protagonistów. Każdy będzie za te dzieciaki trzymać kciuki. Są to postacie nie tylko nieźle napisane, ale i zagrane - aktorzy dobrani perfekcyjnie.
Drobnym zmianom uległa postać samego Freddy'ego. Jego backstory zostało nieco rozwinięte (dostajemy garść informacji, ale nie za dużo), jego poczucie humoru z kolei zostało podwojone. Mimo zwrotu w stronę czarnej komedii w Freddym wciąż można dostrzec grozę - znanego z poprzednich części psychopatę.
Niemniej jednak to właśnie "Wojownicy snów" zaczęli zmieniać go w maszynkę do wymyślania one-linerów.
Film Chucka Russela był wielkim poruszeniem. Rozsławił New Line Cinema, zarobił jeszcze więcej pieniędzy niż jego poprzednik i zapewnił "Koszmarowi z ulicy Wiązów" status dzieła kultowego.
Ze wszystkich sequeli filmu Cravena ten jest najlepszy. To przyzwoity horror i przyzwoita rozrywka. Odtwarza ducha swojego protoplasty, bierze pomysły w nim zawarte i rozwija je - czyli jak każdy dobry sequel powinien robić.
Możecie śmiało olać resztę serii. Obejrzyjcie film Cravena i przejdźcie od razu do tego.
Aha... no i jeszcze to.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz