sobota, 10 września 2016

Koszmar z ulicy Wiązów (1984) reż. Wes Craven


Ostatnimi czasy zacząłem sobie odświeżać różne kultowe dzieła w ramach relaksu między egzaminami. Z tego tytułu też postanowiłem napisać coś o "Koszmarze z ulicy Wiązów", bo akurat coś mi się ciśnie na język i może uda mi się napisać coś, czego nikt inny przedtem nie zrobił... przynajmniej spróbuję.

Nastoletnia Tina Grey miewa dziwne sny. Śni się jej, że ściga ją poparzony mężczyzna w pasiastym czerwono-zielonym swetrze i z rękawicą z nożami. Szybko odkrywa, że nie jest jedyną osobą, którą dręczą koszmary. Jej przyjaciołom również śniła się ta sama postać.

Matka Tiny wyjeżdża i dziewczyna boi się zostać sama w domu. Prosi swoich przyjaciół - Nancy i Glena (w tej roli debiutujący Johnny Depp), by nocowali u niej. Do paczki dołącza także Rod - chłopak Tiny.
Nastaje noc, wszyscy idą spać i Tina znów śni ten sam koszmar. Tym razem jednak zabójca ją dopada i dziewczyna umiera zarówno we śnie, jak i na jawie. Winą za morderstwo zostaje obarczony Rod i policja szybko go przyskrzynia.
Na tym się jednak nie kończy, bowiem morderca ze snu obiera za swój następny cel Nancy...


"Koszmar z ulicy Wiązów" dał popkulturze postać Freddy'ego Kruegera, czyli owego poparzonego mordercę ze snów. Co prawda pierwszym slasherowym zabójcą posiadającym nadprzyrodzone moce był Michael Myers, ale to właśnie Wes Craven wykorzystał ten motyw najbardziej.
Choć dziś Freddy jest znany jako zabójca wygadany i sypiący żarcikami na prawo i lewo, to jednak wielu z tych jego cech w pierwszym "Koszmarze..." nie uświadczymy. Jasne, zdarza mu się złowrogo śmiać, zdarza mu się rzucić garścią fajnych tekstów, ale to wciąż postać bardziej niepokojąca, niż śmieszna i na pewno o wiele mniej gadatliwa. Freddy'ego z filmu Cravena traktuje się całkowicie serio, w przeciwieństwie do tego z późniejszych sequeli.

Niczym odkrywczym nie będzie, gdy powiem, że film Cravena jest oryginalny. Groza jest bardzo "wizualna". "Koszmar..." ma w zanadrzu całe mnóstwo groteskowych scen. Co więcej, granica między jawą a snem stopniowo zanika i w ostatnich partiach filmu nie będziemy mogli ich już zupełnie od siebie odróżnić. Dodaje to filmowi pierwiastka surrealizmu, czyni go bardziej nieprzewidywalnym i pozwala błyszczeć wyobraźni twórców.


Krąży taka teoria, że cały film jest po prostu snem Nancy, czyli głównej bohaterki, co też mogłoby uzasadniać pomieszanie snu z jawą. Mogłoby to też wyjaśnić, czemu jest ona jedyną porządnie nakreśloną postacią w filmie (poza Kruegerem, oczywiście). Nancy może i wygląda niepozornie, ale potrafi być zaradna i odważna. Reszta postaci to tylko tło.

Oglądanie pierwszego "Koszmaru..." mógłbym porównać do przechadzki po muzeum sztuki surrealistycznej. Ilość niepokojących obrazów, jakimi go okraszono jest ogromna i zapamiętacie każdy z nich na długo.
Po latach to wciąż wartościowe i oryginalne kino grozy. Jeśli jeszcze nie widzieliście to... na co czekacie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz