sobota, 10 września 2016

Freddy nie żyje: Koniec koszmaru (1991) reż. Rachel Talalay


Hasło reklamujące ten film brzmiało "Najlepsze zostawili na koniec". Taa.. z pewnością...
I owszem, była to ostatnia część cyklu o Freddym Kruegerze.
Po dość chłodnym przyjęciu przez widownię "Dziecka snów" producenci New Line Cinema stwierdzili, że czas pożegnać się z marką, bo kończyły im się dobre pomysły.
Cóż, patrząc na to, co sobą reprezentuje "Freddy nie żyje" można dojść do wniosku, że nie mieli W OGÓLE dobrych pomysłów. Ten film jest tak zły, jest tak wielkim kopem w jaja, że... a zresztą, zobaczycie.

Fabuła prezentuje się następująco:
Ostatni nastolatek z ulicy Wiązów śni o Freddym. Freddy, za pomocą snów odbiera mu pamięć i wyrzuca go nieopodal sierocińca. Tam chłopakowi pomoże odzyskać pamięć Dr Maggie Burroughs. Dwójka, wraz z uciekającymi z ośrodka nastolatkami trafia do Springwood.
Miasto jest wyludnione i nie ma w nim ani jednego dziecka. Okazuje się, że Freddy zdołał wymordować WSZYSTKIE dzieci w całym mieście, w rezultacie pozostali tam tylko zbzikowani dorośli.
Freddy stał się teraz tak potężny, że może manipulować rzeczywistością... rozchodzi się we wszystkim o to, żeby wyjść poza Springwood i mordować nastolatków gdzie popadnie... chyba


Fabuła tego filmu nie ma za grosz sensu.
Przede wszystkim - kiedy to się dzieje? Ile czasu zajęło Freddy'emu wyczyszczenie caaaałeeegooo jebanego miasta z każdego żyjącego dziecka? W ogóle cały ten pomysł z wyludnionym miastem wydaje mi się z księżyca wzięty.
Plan Freddy'ego też jest genialny. Złap chłopaka z amnezją, wystrasz go, wyrzuć go po środku niczego i miej nadzieję, że trafi tam, gdzie chcesz i sprowadził ze sobą tę jedną konkretną osobę. Poza tym, jaki jest w ogóle cel tego planu? Freddy potrafi mieszać jawę ze snem, robić z rzeczywistości wielki bałagan. Czemu potrzebuje kogoś do opuszczenia Springwood? Czemu po prostu stamtąd nie odejdzie? A jeśli już potrzebuje kogoś, czemu nie wykorzysta tego kolesia z amnezją?
!@#$!@#%@#$^#$%^$&*(!#$%!#$!#%$!%!%#$%^!#$^!%^!#!!!!!!!!!!!!!

I ten film został napisany przez tego samego gościa, który pisał skrypt do "W paszczy szaleństwa"

Ale jest jeszcze gorzej...
Narzekałem na głupkowaty humor w czwartym "Koszmarze...". Cóż, ten film jest jak jebane "Looney Tunes". Jedno z zabójstw Freddy'ego związane jest ze skrobaniem pazurami po tablicy. W innym Freddy wciąga ćpuna do gry komputerowej i... gra w nią. Nawet pojawia się w stroju czarownicy na miotle.
Tak, ten film przebił psa szczającego strumieniem ognia!


Freddy w tym filmie to nie Freddy. To Robert Englund pajacujący w make upie Freddy'ego. Jego charakteryzacja zrobiła się strasznie tania i "gumowa". W porównaniu z każdym poprzednim filmem wygląda biednie.
Jego backstory zostało wywrócone do góry nogami. Okazuje się, że Freddy zawarł pakt z siłami ciemności i tak naprawdę mścił się na dzieciach bo odebrano mu jego córeczkę. Tak... tak naprawdę wcale nie chodziło o to, że został spalony żywcem...
Aha, no i pomimo swojej wszechmocy, każdy spuszcza mu niewyobrażalny łomot w snach.
<FUCK YOU!>
Chociaż jest jedna retrospekcja, w której widzimy Englunda bez charakteryzacji. Jest to scena ,w której Freddy morduje swoją żonę. W tej jednej scenie możemy zobaczyć dawnego, niepokojącego Kruegera psychopatę. Cóż... chociaż na jedną scenę.


Czy można mówić tu o jakimś klimacie? Absolutnie NIE! W tle przygrywa rockowa muzyka... z jakiegoś powodu. Nie ma żadnej grozy, czy napięcia. Wizualnie film wygląda po prostu przeciętnie, a jeśli chodzi o efekty specjalne to wygląda żenująco źle.

Film powstał bo wytwórni kończyły się pomysły. Za scenariusz i reżyserię odpowiedzialni byli producenci poprzednich filmów. W "Freddy nie żyje" nie da się dostrzec jakiejkolwiek artystycznej spójnej wizji. Film stara się oferować masę akcji i komedii, zapominając, czym ta seria w ogóle była. Z jednej strony są żarty rodem z kreskówek, z drugiej strony scena eksplodującej głowy... bez kropli krwi oczywiście.


Podsumowując. "Freddy nie żyje. Koniec koszmaru":
- Nie ma nic wspólnego z poprzednimi częściami. Nie kontynuuje wątków, ani nie odnosi się do akcji poprzedników.
- Łamie reguły znane z poprzednich filmów.
- Nie ma żadnego sensu nawet jako osobny film
- Zdołał wyssać każdą najmniejszą cząstkę godności, jaką postać Freddy'ego Kruegera kiedykolwiek miała.
- Urządza sobie najprawdziwsze kpiny z całej serii i nie ma żadnego... absolutnie ŻADNEGO sensu. Nie tylko fabularnie, ale nawet w kwestii poszczególnych decyzji twórców. Krew w scenie z eksplodującą głową jest Be, ale krew w scenie upadku na kolce jest spoko.

Ironicznie podczas napisów końcowych pokazany jest montaż scenek z poprzednich części... zupełnie jakby twórcy jeszcze chcieli nam pokazać jak bardzo wyruchali serię tym jednym filmem. Nie wiem... mamy się cieszyć, że zrobili to tylko jednym filmem?

Wątpię, by ktokolwiek chciał na tego filmowego bękarta poświęcić swój czas. Ale jeśli już zasiądziesz do oglądania, to wiedz, że...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz