niedziela, 28 sierpnia 2016

Studnia i wahadło (1961) reż. Roger Corman

Drugim opowiadaniem E.A. Poe, które Roger Corman zaadaptował w filmie była "Studnia i wahadło". Owo opowiadanie było opisem jednej sceny, przez co nie dawało ono materiału na pełnometrażowy film.
Ale to w niczym nie przeszkodziło.
Corman postanowił być jak Edgar Allan Poe i zbudować wokół tej jednej sceny własną historię, utrzymaną w duchu innych opowiadań pisarza.

Czy wyszła mu dobra adaptacja... trudno powiedzieć.
Na pewno wyszedł mu dobry film utrzymany w klimacie dzieł Poe, z licznymi charakterystycznymi dla niego cechami.

Vincent Price gra tutaj Nicholasa Medinę, syna szalonego inkwizytora, który w podziemiach zamku miał własną salę tortur. Sir Nicholas nie może pogodzić się ze śmiercią swojej żony i narasta w nim strach, że pochował ja żywcem. Do zamku przybywa brat zmarłej - Francis Barnard, z zamiarem wyjaśnienia okoliczności jej śmierci. Tymczasem w zamku zaczynają dziać się dziwne rzeczy, przez co Nicholas utwierdza się w przekonaniu, że duch zmarłej żony szuka na nim zemsty. 

Bez Price'a zamczysko świeciłoby pustkami. Po raz kolejny snuje się w strachu po korytarzach i powoli odchodzi od zmysłów.
Na resztę obsady składają się, między innymi John Kerr, w roli zimnego, dociekliwego Francisa Barnarda i obyta w kinie grozy Barbara Steele, która zaraz po tym filmie występowała między innymi u samego Mario Bavy.

Pierwsze, co rzuca się w oczy to liczne podobieństwa do "Domu Usherów". Oba filmy zaczynają się w identyczny sposób. 
Swoją drogą, Nicholas przypomina o wiele bardziej książkowego Rodericka Ushera, aniżeli jego filmowy odpowiednik.
Tajemnica jest powolutku snuta, choć jej finał wydaje się ciut przekombinowany.

Scenografia znów jest piękna, choć dominuje w niej szarość. Corman po raz kolejny za marne pieniądze postawił w studiu wiarygodnie wyglądające zamkowe komnaty pełne ukrytych przejść i pajęczyn.
Najlepsze jednak pozostaje na koniec, bowiem podziemna sala tortur wraz z tytułową Studnią zgrabnie łączy w sobie kicz, mrok i oniryczną atmosferę.

"Studnia i wahadło" to solidna gotycka opowieść o obłędzie, choć nie tak efektowna jak "Dom Usherów".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz