środa, 31 sierpnia 2016

RoboCop 3 (1993) reż. Fred Dekker


Muszę się przed Wami przyznać - były czasy, gdy ten film lubiłem i stawałem w jego obronie. Nigdy nie wydawał mi się jakiś straszny. Z wadami, ale przyjemny. Wczoraj zweryfikowałem swój światopogląd. "RoboCop 3" ssie!
Film podzielił los "Mad Max Beyond Thunderdome" - dostał PG13, bo studio odkryło, że filmy dla dorosłych oglądane są także przez młodszą widownię. O dziwo, "RoboCop 3" popełnia przy tym dokładnie te same błędy, co w/w film.

Scenariusz PODOBNO pisany był przez Franka Millera i został później przerobiony przez reżysera Freda Dekkera.
OCP zostaje kupione przez jakąś japońską korporację. Budowa Delta City ma ruszyć już niebawem. Zostają powołane specjalne oddziały o nazwie REHAB i mają za zadanie dokonać przesiedlenia pewnej ubogiej dzielnicy.
Wszystko byłoby fajnie, ale żołnierze REHABu zachowują się jak banda dupków, a rezydenci dzielnicy ani myślą opuszczać swoich domów. Wybucha wojna na ulicach, w której OCP jest złe i wszyscy wykrzykują jak to chce zarobić na ludzkim nieszczęściu.
RoboCop, nie grany już przez Petera Wellera, staje po stronie bojowników za sprawą małej dziewczynki, której rodzice zginęli z rąk REHABu.


Film jest w tej wspaniałej sytuacji, gdy nic od początku nie ma sensu. OCP to banda jednowymiarowych stereotypowych urzędasów-dupków, którzy najmują równie jednowymiarowego i stereotypowego dowódcę wojskowego do wyrzucania ludzi na ulicę.
Cały ten konflikt jest o tyle ciekawy, że żadna ze stron ani nie ma racji, ani też nie robi niczego sensownego. Przesiedlenie mogło zostać przeprowadzone pokojowo.
Mieszkańcy dzielnicy wołają, że firma chce zarobić na ich nieszczęściu, tylko... jak? Nigdy nie jest to sprecyzowane.

Film ma w zanadrzu całą plejadę kliszowych, wręcz kreskówkowych postaci. Mógłbym tu wskazać urzędasów z firmy, jednak przewalające się przez film punki swoim przerysowaniem bija wszystkich na głowę.
Negatywni bohaterowie są źli jak skurwysyn, pozytywni mają tylko pozytywne cechy i są przy tym mdli i nieciekawi. Pojawia się nawet zdrajca, Judasz, który sprzedaje swoich przyjaciół.
RoboCop zaczął sypać strasznie kiczowatymi tekstami, co więcej nie czuć jakby był gwiazdą we własnym filmie. Nie pomaga też Robert John Burke, który zwyczajnie nie potrafi być tą postacią.


"RoboCop 3" zdołał całkowicie pogrzebać karierę reżyserską Freda Dekkera i widać dobrze dlaczego. Ten film był robiony po prostu na odwal się, bez polotu, bez pomysłu, bez jakiegokolwiek artystycznego wkładu.
Widać to w efektach specjalnych - brzydkich greenscreenach i równie brzydkiej animacji poklatkowej.
Widać to w choreografii walk. Otóż w filmie pojawiają się roboty ninja i niestety, w praktyce ich starcia z RoboCopem są naciągane i krótkie.
Inne sceny akcji, zwłaszcza ostatnia wielka bitwa na ulicy jest... jakby to ująć... ma miejsce wymiana ognia, jedni strzelają do drugich i trwa to dość długo. W tym czasie nie pada ani jeden trup, bo wiecie... PG13. Serio, ktoś pomyślał, że nikt tego nie zauważy?
O przemocy i surowości poprzedników można tu tylko pomarzyć.

Czy coś mi się tu podobało?
Basil Poledouris wrócił do pracy nad soundtrackiem i możemy usłyszeć w tle kilka znajomych motywów. W ogóle zdarzają się filmowi nawiązania do części pierwszej.
Podobała mi się scena, w której policjanci wypowiedzieli OCP posłuszeństwo... chyba jedyna,  w której czuć było jakąś dramaturgię.
RoboCop miał jedną fajną kwestię. Maksymalnie jedna (niecała) scena akcji była w porządku.
Niektóre pomysły były interesujące, przynajmniej w teorii. Bo byłbym w stanie zaakceptować roboty ninja, gdyby wszystko związane z nimi nie było chujowe.


Byłem w szoku jak zły jest "RoboCop 3", a jeszcze bardziej szokuje mnie fakt, że jeszcze niedawno stawałem w jego obronie. Teraz... nie ma tu za bardzo czego bronić. Wszystko tu jest biedne i zrobione po łebkach, a scenariusz to żart.
Do zapomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz