środa, 31 sierpnia 2016

RoboCop (1987) reż. Paul Verhoeven

Filmy Science-Fiction od Paula Verhoevena cechują dwie rzeczy:
Są dziełami kultowymi i przerysowanymi satyrami społecznymi.
"RoboCop" jest tą najbardziej znaną. Nie sądzę bym był w stanie powiedzieć o tym filmie coś, czego nie powiedzieli inni przede mną, ale korci mnie do opisania sequeli, więc dla zasady wspomnę też co nieco o oryginale.

Detroid jest miastem zdeprawowanym, w którym zbrodnia szerzy się jak grypa. W tym jakże urokliwym otoczeniu poznajemy Alexa Murphy'ego - funkcjonariusza policji. Zostaje przeniesiony na nowy posterunek i już na swojej pierwszej akcji zostaje zamordowany w brutalny sposób przez Clarence'a Boddickera i jego gang.
Ciało Murphy'ego trafia w ręce korporacji OCP, która postanawia zamienić go w cyborga.
Murphy jako RoboCop zachowuje się jak każdy inny posłuszny robot do czasu, gdy jego mózg zaczyna śnić. Przypomina sobie wówczas swoją śmierć i rusza w miasto, by dorwać swoich oprawców.
W trakcie wychodzi na jaw, że Boddicker pracuje dla vice-prezesa OCP...

Na pierwszy rzut oka, "RoboCop" nie jest specjalnie skomplikowanym filmem, a wręcz posiada kilka fabularnych dziur. Fabuła przedstawia się jako kolejny film o zemście z bohaterem, który utracił swoją osobowość i skorumpowanym prezesem chciwej (?) korporacji.
Murphy jakimś cudem nie ma najmniejszego problemu z wytropieniem swoich morderców, z kolei inni bohaterowie wiedzą czasami o rzeczach, o których wiedzieć nie powinni.

Verhoeven wypełnia tę prostą historyjkę wartościowymi scenami i motywami, które uderzały w problemy współczesnego świata.
Na ulicach Detroid szaleje przestępczość, a pokazywane nam telewizyjne programy są jedną wielką propagandą destrukcji. Sam Cyber-glina zresztą nie patyczkuje się z przestępcami i nie ma oporów by spuszczać im solidny łomot.
Zresztą, gdyby się nad tym zastanowić... taki cyborg byłby chyba marzeniem każdego pracodawcy. Pracownik pozbawiony woli i osobowości, aktywny przez całą dobę i posłusznie wykonujący polecenia. RoboCopa można uznać za metaforę uprzedmiotowienia człowieka i wyzysku.

Podobnie jest z postaciami - ci pozytywni budzą sympatię, ci negatywni nienawiść - które napisane są jak takie naczynia, które aktorzy wypełniają swoją charyzmą i talentem. Bez Petera Wellera nie byłoby RoboCopa i po dziś dzień pozostaje on w tej roli niezastąpiony.
Scenariusz daje aktorom podstawy, a oni te proste charaktery zamieniają w wiarygodnych bohaterów z krwi i kości.

"RoboCop" to film, który z pewnością wyprzedził swoje czasu. Pozostaje aktualny w swoim przesłaniu... z perspektywy czasu może nawet bardziej niż w momencie premiery. To prosta jak drut, solidnie zrealizowana historia opakowana w społeczny komentarz. Klimat jest surowy, przemoc naturalistyczna, ale film nie wpada w jakąś przesadzoną groteskę i na pewno wyróżnia się na tle innych powstałych w latach 80tych filmów science-fiction.
To klasyk... który każdy pewnie zna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz