wtorek, 30 sierpnia 2016

Maniakalny glina 2 (1990) reż. William Lustig

Matt Cordell powrócił! Tym razem upodobniony do Jasona Vorheesa. Mimo, iż mamy do czynienia z bezpośrednią kontynuacją (tak mi się przynajmniej wydaje), to twarz Cordella wygląda, jakby przeszła przez zaawansowane stadium rozkładu. Owszem, wygląda jeszcze bardziej jak zmasakrowany zombie, ale tym samym .... ech, widać, że to gumowa maska. W poprzednim filmie jego make up wyglądał o wiele bardziej realistycznie.

Cordell rusza w miasto, by zemścić się na bohaterach "jedynki".
Jack Forrest i Teresa Mallory zostają przywróceni do służby, jednak wciąż nikt nie wierzy w ich historię o zmartwychwstałym gliniarzu. Trafiają oni pod opiekę policyjnego psychologa Susan Riley.
Wszyscy myślą, że mogą odetchnąć z ulgą, ale wtedy Cordell dopada Forresta i podrzyna mu gardło. Jeśli tak, jak ja narzekaliście, że Bruce Campbell dostał słabą rolę w pierwszym "Glinie Maniaku" to tutaj poczujecie się jeszcze bardziej zawiedzeni.
Niedługo potem zarżnięta zostanie także Teresa, a sprawą zajmie się niejaki detektyw Sean McKinney, grany przez Roberta Davi'ego, który bardzo stara się wyglądać jak komiksowy Shadow. I tak, to kolejny twardy glina z przeżyciami, tajemniczy, mrukliwy, bla, bla, bla... wiadomo o co chodzi. I chociaż to Davi był robiony na gwiazdę filmu jego postać nie bierze jakiegoś wielkiego udziału w akcji, wręcz zostaje zmarginalizowana.

"Maniakalny glina 2" jest przez wielu uważany za sequel lepszy od pierwowzoru i są ku temu powody. Kiedy oryginał był gatunkowym miksem, sequel idzie bardziej w stronę filmu akcji. Są pościgi, strzelaniny, w jednej scenie Cordell postanawia zabawić się w terminatora i dokonuje masakry na komisariacie policji, przechodząc przez wszystkie szklane drzwi identycznie jak Michael Myers.

Ale czy jest naprawdę lepszy od oryginału?
Jeśli mam być szczery to nie zauważyłem jakiegoś większego postępu.
Fabuła jest prosta i równie absurdalna, choć wyzbywa się większości cech slasherów na rzecz efektownych scen akcji.
Robert Z'Dar jako Cordell wciąż prezentuje się znakomicie, choć sama postać nie zostaje rozwinięta w żaden sposób. No i ten tani make up.
Film nadal nie ma jednego protagonisty, a postać, która wydaje się ze wszystkich najciekawsza zostaje zepchnięta na bok.

Jeśli podobał się wam pierwszy "Maniac Cop", po dwójkę możecie sięgnąć bez wahania. Klimat nie ulega zmianie, jedynym "ulepszeniem" są sceny akcji. Poza tym to w gruncie rzeczy bardzo podobne doświadczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz