wtorek, 30 sierpnia 2016

Maniakalny glina (1988) reż. William Lustig


Lata 80te były barwnym okresem w dziejach kinematografii. Z jednej strony na świat wyszły wtedy największe klasyki horroru i science-fiction, z drugiej zaś narodził się absurdalny, przerysowany kicz, który swoich fanów zyskuje po dziś dzień. Zastanawiałem się ,czy spośród miliona slasherów i filmów akcji na sterydach znajdzie się choć jeden film, który zamknie w sobie esencję absurdu tamtej "epoki"... i znalazłem "Maniakalnego glinę".

Funkcjonariusz Matt Cordell zostaje wrobiony przez swoich przełożonych i zesłany do więzienia między ludzi, których sam pomógł skazać. Pewnego dnia zostaje zamordowany przez trzech więźniów.
Jednak Cordell nie umiera. Wraca z zaświatów jako żywy trup i zaczyna mordować na ulicach.
W mieście wybucha panika. Wszyscy boją się szalonego funkcjonariusza i zaufanie do służb policyjnych spada.
Obwinionym za wszystko zostaje funkcjonariusz Jack Forrest. Żona Forresta, z którą ten się rozwodził została zabita przez Cordella i tak powiązano go ze wszystkim.
Na pomoc Forrestowi ruszają detektyw Frank McCrae i kochanka Forresta, również detektyw Theresa Mallory.
"Maniakalny glina" nie jest horrorem. To miszmasz filmu sensacyjnego, kryminału i thrillera ze slasherem.
Tytułowy maniakalny glina to milczący, nieśmiertelny zabójca, który swoje ofiary dusi, podrzyna im gardła, rzuca nimi o ściany, łamie karki, dźga, i tak dalej. No typowy slasherowy zabójca, jakich wiele.
W tle są twardzi policjanci po przeżyciach, skorumpowani urzędnicy państwowi, zdrady, tajemnice, riposty, 'fucki' w co drugim zdaniu - czyli to, co często przewalało się przez kino akcji lat 80tych.

Film nie ma jednego głównego bohatera. Większość czasu spędzimy z detektywem McCraem, ale w finałowej scenie udział biorą już tylko Forrest i jego dziewczyna.
Role w filmie obsadzają świetni aktorzy, tacy jak Tom Atkins i Bruce Campbell. Wiecie tylko, co w tym wszystkim tak boli? Nikt z nich nie robi nic zajebistego.
Mając do dyspozycji Bruce'a Campbella (który był już wtedy po Evil Dead II), twórcy postanowili dać mu nudną, do bólu przeciętną rolę ,w dodatku przez 2/3 filmu nie robi nic oprócz siedzenia w celi.
MARNOTRAWSTWO!
Atmosfera budowana jest prostymi sposobami, aczkolwiek całkiem solidnie. Większość akcji dzieje się w nocy, więc oświetlenie i cienie są tu najważniejsze. Film bywa mroczny, zdarzają mu się nieźle wyglądające ujęcia, a w tle słychać syntezatory.
Akcja rozkręca się błyskawicznie. "Maniakalny glina" jest zwięzły i dostarcza sporej dawki napięcia. Wina za wszystko natychmiast zostaje zwalona na bohaterów i ci muszą szybko oczyścić swoje imiona nim ktoś ich przyskrzyni.

Matt Cordell, poza byciem klonem każdego możliwego slasherowego zabójcy, prezentuje się całkiem nieźle. Film przez większość czasu ukrywa jego twarz, ale gdy już możemy zobaczyć go w całej okazałości, to jest na co popatrzeć. To właśnie ta rola uczyniła z Roberta Z'Dara postać kultową w niektórych kręgach i nic w tym dziwnego. Facet robi solidną robotę.

Nie jestem wielkim fanem "Maniakalnego gliny", ale doceniam go za to, czym jest. Williamowi Lustigowi i Larry'emu Cohenowi udało się zamknąć w filmie esencję kiczu lat 80tych.
Nie jest to żaden wybitny film, ani nic, co sprawi, że przejdą wam ciarki po plecach, ale można się na nim dobrze bawić. Warto zobaczyć, choćby w ramach ciekawostki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz