poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Cela (2000) reż. Tarsem Singh

Recenzja ta zawierać będzie spoilery. Opieram ją na swoim wpisie z filmwebu i paru rzeczy, które pozostały mi w pamięci po seansie "Celi".

Lubię surrealistyczne filmy. Lubię też filmy, które wyglądają pięknie i artystycznie. Warunek spełnić muszą jednak jeden - fabuła musi dorównywać wizualnemu przepychowi. No... może nie tyle dorównywać, co ma nie robić ze mnie idioty.
"Celę" obejrzałem głównie za namową przyjaciółki, poza tym ciekaw byłem tylu, tak skrajnych opinii. Teraz stwierdzam, że ten film to wręcz wzorcowy przykład jak zrujnować obiecujący pomysł.

Wszystko rozbija się o naiwną, pełną debilizmów, wepchniętą na siłę fabułę. Poznajemy Catharine Deane. Jest ona naukowcem, który leczy umysły innych poprzez dosłowne wchodzenie pacjentom do głów. Umożliwia jej to jej wynalazek - niebieska szmata z procesorami, która przenosi ją do świadomości innej osoby. To jedna strona medalu.
Po drugiej mamy zaginięcie dziewczyn i psychopatę - Carla Starghera i trwający pościg za nim. Więzi on porwaną dziewczynę w celi, która powoli napełnia się wodą. Krótko mówiąc - utopi się wciagu 40 godzin. Rozpoczyna się wyścig z czasem.

Stargher zostaje złapany i zadaniem Catharine jest odnalezienie w jego łbie informacji, gdzie jest dziewczyna. Zabawne jest to, że w tym czasie wszystkie siły policyjne siedzą na dupach i nie robią absolutnie niczego. A dziewczynę znaleźliby sami, bo wszelkie wskazówki, gdzie mają szukać były w kryjówce Starghera. Wystarczyłoby rozejrzeć się trochę. Ale nie - lepiej jest czekać na wynik eksperymentu, który może się nie udać. Nie wspomnę już o tym, że gdy to przynosi skutek... nikt im nie wierzy.

Bohaterowie są zupełnie kartonowi i nikt, poza Vincentem D'Onofrio się nie wybija. On jedyny ma tu jakiekolwiek pole do popisu, w końcu gra psychopatę. Jennifer Lopez ma po prostu ładnie wyglądać i to wszystko.

Obrazy w umyśle Starghera są niesamowite. To coś, czego nie powstydziłby się sam Alejandro Jodorowski. Gdyby film poszedł w tym kierunku, wyrzucił do kosza cały gówno warty wątek kryminalny, dostalibyśmy świetny, surrealistyczny film. Tak niewiele by wystarczyło.
Niestety, pod publikę trzeba było wepchać jakąkolwiek debilną historyjkę. Gdy Catherine zostaje uwięziona w umyśle Starghera, nie ratuje jej doktor, który zna się na rzeczy. Nie, on ma kaprys i nie chce iść jej uratować. Posyłają tam policjanta, który nie ma pojęcia o czymkolwiek i sam mógłby zostać warzywem, jeśli coś poszłoby nie tak.

W międzyczasie obserwujemy jeszcze ową dziewczynę. Siedzi zamknięta w szklanej celi, do której od czasu do czasu wlewa się woda... ale jej poziom wcale się tam nie podnosi. 

Brawo, po prostu spierdoliliście to w sposób wzorcowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz