Recenzja nadesłana przez Oskara Dzikiego
Terry i Todd to bliźniaki, wraz z rodzicami oddają się rozrywce na nocnym pokazie filmowym w kinie drive-in. Jeden z braci przejawia mordercze skłonności których upust spada na chłopaka baraszkującego z dziewczyną w samochodzie. Trzy szybkie ciosy toporkiem w głowę kończą życie buhaja. Winny trafia do szpitala psychiatrycznego gdzie w stanie prawie katatonicznym spędza następne lata życia. Ale czy skazano właściwą osobę?
Reżyser John Grissmer wybrał bezpieczną drogę, nakręcił sztampowy do bólu slasher. I to slasher raczej z tej niższej półki. Nie chodzi mi tutaj o kwestię budżetu, bo historia pokazała że niskim nakładem finansowym można zdziałać wiele, vide „Rituals” Petera Cartera. Film praktycznie leży pod względem scenariusza, a jak wszyscy dobrze wiemy na źle napisany skrypt nie pomoże nic. Od samego początku wiemy kto stanie się dzierżącym maczetę Nemezis dla spędzających noc w ośrodku Shadow Woods ludzi. Nie nosi on żadnej maski, jego background jest ledwie liźnięty a obłędu w oczach uświadczymy tyle, co mięsa w parówach.
Film ciągnie w dół też fatalne aktorstwo. Najgorzej wypada matka pary chłopaków, kobieta dostała rolę sfrustrowanej, zmęczonej życiem kobiety lecz po jej wyrazie twarzy stwierdzić można że jedyne czego ma dość, to kręcenia tego filmu. Wszyscy wyglądają na ludzi branych gdzieś z podrzędnego castingu robionego zaraz po tym do reklamy płatków śniadaniowych. Dziwnym zbiegiem okoliczności wszyscy bohaterowie są do siebie bardzo podobni, rozróżnienie kto jest kim może zająć mniej spostrzegawczemu widzu kilka sekund.
Ale czy w tym całym maratonie dostrzegania coraz to nowszych wad jest coś pozytywnego? A no jest, i wypada to zaskakująco dobrze! Produkcja nie pozbawiona jest konkretnego pazura w pokazywaniu scen mordu. Już początkowa scena z udziałem toporka i twarzy chłopaka może podobać się fanom czerwonego płynu. Później jest jeszcze lepiej, uwierzcie mi. Ktoś traci dłoń, dziewczyna w lesie zostaje dosłownie rozdzielona a inna kobieta znajduje przed swoim domem odcięty łeb zawieszony na kablu. I co najważniejsze, żadna taka akcja nie wygląda żałośnie!
Co prawda widziałem całą tonę slasherów o wielokroć gorszych od omawianego „Blood Rage”, to mimo wszystko polecam go tylko zaprawionym fanom gatunku spod znaku cycków i maczety. Całość posiada przyjemny klimat końcówki lat 80tych i kilka scen za które będę go kiedyś ciepło wspominał. Na pewno cieplej niż sam film na to zasługuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz