sobota, 19 listopada 2016

Nosferatu Wampir (1979) reż. Werner Herzog


Każdy z nas ma chociaż jeden film, który mógłby nazwać synonimem słowa "piękno". "Nosferatu" Wernera Herzoga to dla mnie jeden z takich filmów.
To jeden z najwybitniejszych remake'ów w historii kina.

Fabuła w porównaniu do niemego pierwowzoru pozostaje niezmieniona, za wyjątkiem imion głównych bohaterów. Powracają imiona z powieści Brama Stokera, co dla mnie było lekkim rozczarowaniem, bo zwykłem ten konkretny wizerunek wampirycznego hrabiego nazywać Orlockiem, a nie Draculą.

Herzog w swoim remake'u nie tyle przerabia dzieło Murnaua, co odkrywa je na nowo. Ekspresjonizm pierwowzoru jest tutaj nie tylko obecny, ale i wzmocniony. Każda klatka jest przesiąknięta oniryczną, mroczną atmosferą. Sceny bardzo powoli zmierzają do swojego celu, bombardując odbiorcę ponurą szarością i niesamowicie zarysowanymi cieniami. To jeden z tych filmów, gdzie sama ciemność służy za scenografię.

Zamek Draculi jest miejscem, z którego nie można uciec. Wszelkie próby są równie beznadziejne jak melodia uczącego się grać na skrzypcach chłopca. Skoro przy tym jesteśmy, wiele filmów buduje swój klimat głównie poprzez muzykę. W "Nosferatu" buduje się go poprzez ciszę i wszystkie mącące ją odgłosy. Uderzenia zegara, wycie wilków, wiatr, czy rozmaite trzaski sprawiają, że do atmosfery zakrada się niezręczność i nieprzewidywalność. Niektóre sceny podchodzą wręcz pod surrealizm.


Czas teraz na danie główne, czyli na Klausa Kinskiego w roli Draculi. W scenie, w której przyjmuje on Johnatana do siebie, czuć, że jest on jak tykającą bombą zegarową. Jego niepokojący wygląd i ekscentryczne zachowanie, wraz z ze wszystkimi wyżej wymienionymi elementami budowania klimatu skłaniają widza do niecierpliwego oczekiwania na wybuch.
Jednak Dracula w filmie Herzoga wcale nie ma być przerażający. Ma on być postacią przerysowaną, tragiczną i żałosną. Przez całe długie, samotne życie pragnął tylko jednego - bliskości kobiety. Poza tym, postaci Kinskiego bliżej jest do człowieka, aniżeli do potwora jakim był Max Schreck. Widzimy go niosącego swoją trumnę, biegnącego przez miasto, uciekającego przed wiszącym krucyfiksem, i tak dalej.

Jak na dobry remake przystało, mamy tutaj kilka subtelnych nawiązań do oryginału. Baa, Herzog z Kinskim wręcz starają się odtworzyć pewne ikoniczne kadry z dzieła Murnaua, jak na przykład Nosferatu snujący się po okręcie.
Renfield jest tak samo przerysowany jak Knock, a aktorstwo i kwestie bohaterów pozostają teatralne i poetyckie.

"Nosferatu" się nie ogląda. Jego się doświadcza. Nie będzie to łatwy seans, ale gdy już się wciągniecie... Herzog pokaże, że nie tylko można robić remake z klasą, ale i pobić pierwowzór pod prawie każdym względem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz